Artykuły

Jak radzić sobie z wewnętrznym krytykiem?

Istnieją przekonania, że wewnętrznego krytyka należy się pozbyć poprzez uciszanie. Pozornie to rozwiązanie może wydawać się skuteczne, gdyż kneblując usta tej niewygodnej części naszej osobowości, siłą rzeczy uzyskujemy choć na chwilę spokój i pozorną wolność od jej gderania. Wiadomym też jest, że ciągłe słuchanie dowalającej krytyki nie jest ani budujące, ani komfortowe, więc wydaje nam się, że naszym celem powinno być jak najszybsze pozbycie się tego głosu w sobie. I tak – powinniśmy dążyć do tego, aby tą część siebie uzdrowić, jednak pozbywanie się nieuzdrowionych części siebie poprzez uciszanie, ignorowanie albo odrzucanie, nigdy nie będzie wiązało się z dotarciem do źródła problemu… A skoro nadal tkwi w nas przyczyna, to będą też i skutki. Na dłuższą metę tego typu rozwiązania nie będą więc działać i mimo prób uciszenia, wewnętrzny krytyk będzie się do nas przebijał, nawet z podwojoną siłą, desperacko domagając się naszej uwagi. Dlaczego? Dla głębszego zrozumienia, rozbijmy ten temat na czynniki pierwsze.

Nakreśliłam już, że najczęściej chodzi nam o to, by odrzucać to, co nasz krytyk przejawia „na wierzchu” – czyli głównie raniącą nas i wyniszczającą psychicznie krytykę. Jednak odrzucając to co widzimy na wierzchu, odrzucamy równocześnie całość, której nie zauważamy – gdyż wewnętrzny krytyk jest czymś więcej, niż tylko samym krytykowaniem. Pod spodem tak jak już wspomniałam będzie tkwiła przyczyna, czyli intencja z jaką ten wewnętrzny krytyk się narodził oraz cel, który z jakiegoś powodu wciąż próbuje osiągnąć właśnie poprzez to krytykowanie. Ale to nie wszystko. Będą tam też wszelkiego rodzaju nieuzdrowione emocje, które narosły wokół tej przyczyny oraz POTRZEBY wynikające z braków zdrowego funkcjonowania. I ten ostatni czynnik jest bardzo ważnym elementem, który sprawia, że Twój wewnętrzny krytyk (albo inna, niechciana część Ciebie) nie daje Ci spokoju, nawet jeśli próbujesz go tłumić w sobie.

Podejście wewnętrznego krytyka wynika przede wszystkim z tego, czego doświadczył w przeszłości i co go ukształtowało. Trzeba więc zbadać źródło krytycyzmu w sobie, aby zrozumieć swoją intencję i z tego poziomu móc dokonać realnej, trwałej zmiany – przebudowując cały fundament. Dopiero wtedy będziemy mogli uzdrowić tą część siebie, ale nie poprzez odrzucenie, ale właśnie poprzez dotarcie do źródła, a następnie w atmosferze akceptacji, miłości i wsparcia rozpuszczenie tego, co z nami nie jest zgodne. Gdy ta część dostanie uwagę i w przypływie uczuć zacznie odpuszczać stary schemat funkcjonowania, zacznie się proces, który doprowadzi do ostatecznej integracji z naszym prawdziwym wnętrzem.

By to było możliwe, w pracy z wewnętrznym krytykiem niezwykle ważne będzie zrozumienie i wysłuchanie go na głębszych poziomach. Zapytaj wprost, co on ma więcej do powiedzenia, oprócz samej krytyki? Bo za tą krytyką zawsze będzie stał jakiś motyw, a za motywem nieuzdrowione emocje. Kiedy poczujesz wewnętrznego krytyka w sobie, to spróbuj go złapać i wysłuchać co Ci ma do powiedzenia. Podpytaj jakie ma intencje, co chce osiągnąć tym krytykowaniem, jaki jest jego cel? Skąd w ogóle założenie, że trzeba krytykować? I niech się otworzy przed Tobą, byś mógł go lepiej zrozumieć – i dopiero z poziomu zrozumienia dowiedzieć się jak mu pomóc.

Dla przykładu – może być tak, że Twój wewnętrzny krytyk wcale nie jest bezwzględnym katem, ale pogubionym dzieckiem, które nie radzi sobie z presją i potrzebuje wsparcia. Może żyje w przekonaniu, że poprzez krytykę zmotywuje Cię do działania, bo tylko tak potrafi i nie wie, że można inaczej. Może krytykuje, żyjąc w przekonaniu, że robi dobrą robotę, ale jedyne co dostaje to Twoje niezadowolenie – i w ten sposób odgrywa relację z rodzicami. A może żyje w wiecznym napięciu i lęku, bo oczekuje, że jeśli pokaże swoją słabość, to zostanie odrzucony albo ukarany. Czuje więc przymus krytycyzmu wobec siebie, wierząc, że w ten sposób będzie stawał się coraz „lepszą” wersją siebie, a raczej kimś innym niż jest, bo będąc sobą nigdy nie był chciany i akceptowany…

Zobacz, że ta ukryta część wewnętrznego krytyka – to napięte i zmęczone walką dziecko, tak naprawdę potrzebuje odpocząć i dostać choć trochę wsparcia. Patrząc z tej perspektywy chciałoby się dać mu go jak najwięcej – i bardzo dobrze, im więcej, tym lepiej 🙂. Ono potrzebuje poczuć atmosferę, w której pozwoli mu się być sobą. Potrzebuje posłuchać, że wcale nie musi od siebie zbyt wiele wymagać, że może sobie odpuścić i czuć się z tym bezpiecznie. Że może czuć się w porządku z tym, jakie jest, nawet jeśli ma swoje niedoskonałości. Że jest zauważane, chciane i kochane, bez względu na wszystko. Ono potrzebuje bezwzględnej akceptacji, czułości i zrozumienia, by mogło poczuć się w porządku ze sobą i dzięki temu odpuścić całą potrzebę krytyki. Kiedy wreszcie zostanie zauważone, wysłuchane i zaakceptowane ze swoim problemem, okaże się, że krytyka nie będzie mu już potrzebna. Prędzej czy później uświadomisz sobie, że krytyka (czy jakakolwiek niechciana przez Ciebie cecha) była tylko odpowiedzią na ogromny uczuciowy brak, który nosiłeś głęboko w sobie.

Kiedy wyciągniesz rękę do odrzuconej części siebie, to nawet pod tym najgorszym rodzajem krytyka może stać tak naprawdę ogromny ból, lęk albo coś jeszcze innego z czym sobie wcześniej nie poradziłeś. Z mojego doświadczenia wynika, że każda część nas, nawet ta, która nie ma dobrych intencji, zawsze działa z powodu jakiegoś silnego zranienia, braku albo niepogodzenia. Docierając do tych emocji, można krytyka w sobie „uciszyć”, ale w pokojowy sposób i to w dodatku z uwagą, tak jak ucisza się płaczące dziecko, dając mu jednocześnie wsparcie i bliskość, a nie odrzucenie. Dziecka przecież nie wyrzucisz w kąt, nie kopniesz żeby sobie poszło i wróciło jak się uspokoi, tylko przytulisz, pogłaszczesz, ukochasz, postarasz się zrozumieć i zaakceptować jego ból, by w tej atmosferze miało szansę realnie się uspokoić. Pracując nad sobą zauważyłam, że nawet te najbardziej zatwardziałe, złe i spaczone części osobowości właśnie w ten sposób topnieją, aż całkowicie rozpuszczają się w miłości. Odrzucenie tylko wzmocnia ich toksyczne działanie i na pewno nie uspokaja, a tylko nawarstwia już i tak długo narastający problem.

Pamiętajmy też, ze miłość nie będzie oznaczała przyzwolenia na dalszą krytykę. Tak samo z innymi częściami siebie – budowanie atmosfery wsparcia, zrozumienia i uwagi dla wnętrza, które się boi albo złości, nie ma prowadzić do tkwienia w tych emocjach. Zrozumienie i wsparcie ma być przestrzenią do uwolnienia. Dawanie miłości wewnętrznemu krytykowi ma z kolei nauczyć go, że warto działać z miłością – a działając z miłością nie ma miejsca na krytykę.

Zastanówmy się – skąd krytyk miał wiedzieć, jak działać z miłością, skoro nigdy tej miłości nie doświadczył? Jeśli ma się w nim coś zmienić, to dobrze byłoby mu najpierw pokazać jak działa miłość. Dopiero wtedy jego potrzeba krytyki z czasem naturalnie wygaśnie, bo nauczy się funkcjonować z zupełnie innego poziomu. Nie znając miłości, krytyk nie będzie wiedział ani czuł, że można się nią motywować i że w praktyce przynosi ona duże lepsze efekty. Ważne więc jest, aby w pracy nad sobą z poziomu swojej świadomości, uczyć wszystkie te zranione, zbuntowane i zatwardziałe części siebie (mieszczące się w naszej podświadomości) zdrowego działania, z którym nie miały wcześniej styczności. Nie uważasz, że jest to bardziej sprawiedliwe, niż powierzchowna ocena i odrzucenie?

Zauważyłam, że wiele osób nie daje sobie prawa do nauki tego podejścia, bo wydaje im się, że muszą poruszać się w tym procesie swobodnie już od pierwszej próby. To się bardzo rzadko zdarza, żeby załapać wszystko od razu. Ucząc się wsparcia, zrozumienia i cierpliwości w relacji ze swoim wnętrzem jesteśmy w procesie, a nauka jest naturalną częścią naszego życia. Nie zniechęcaj się więc do nauki i pozwól sobie wejść w jej procesy, by sukcesywnie uczyć się dobrej relacji ze sobą. Poddanie się temu gwarantuje nie tylko polepszenie samopoczucia, ale też i poukładanie wielu zawikłanych spraw, w tym naszej karmy. Oczyszczając intencje względem siebie, oczyszczasz intencje względem swojego istnienia i podejmujesz coraz lepsze decyzje.

Nie upieraj się też, że skoro masz w sobie wewnętrznego krytyka czy inną niewygodną, „mroczną” część swojego wnętrza, to nie będziesz w stanie poczuć w sobie żadnej empatii w stosunku do siebie. Twoje niedoskonałości, nagromadzone obciążenia czy negatywne emocje, nawet jeśli jest ich bardzo dużo, nigdy nie będą całością Ciebie. W nauce zdrowego podejścia przede wszystkim nastaw się na ODKRYWANIE – tego, co w Tobie Boskie, dobre, kochane, subtelne i wspierające. Pamiętaj więc, że Twoje wnętrze nie składa się tylko z tych sztucznych, nabytych części osobowości. To też Twoja Boska natura, która Cię inspiruje i uwalnia mądrość do umiejętnego opiekowania się sobą, tak by przynosiło to efekty. Miłość też jest Twoim naturalnym stanem, który zatracił się gdzieś po drodze, ale on cały czas w Tobie jest i zadziała, jeśli dasz sobie szansę, by z niego korzystać. Niech ta nauka będzie dla Ciebie więc pewną formą zabawy, w której badasz swoje wnętrze i uczysz się jego obsługi. Nawet jeśli niektóre procesy nie będą dla Ciebie jeszcze w pełni zrozumiałe, to kiedy wypływają z Twoich szczerych chęci i regularnych prób, prędzej czy później uda Ci się je poczuć i zrozumieć.