Artykuły

Prawo do własnej przestrzeni odebrane w dzieciństwie – wpływ na nasze działanie i relacje

Pamiętam wiele szczęśliwych momentów mojego dzieciństwa, kiedy to miałam dużo zapału i entuzjazmu do działania. Uwielbiałam tworzyć, uczyć się i aktywnie spędzałam czas w swoim pokoju. Moja wyobraźnia nie znała granic – bawiłam się zabawkami wymyślając im niesamowite przygody, rysowałam, malowałam, pisałam wiersze i opowiadania, szyłam ubranka dla lalek, urządzałam mój pokój, tańczyłam, śpiewałam… robiłam to, na co miałam ochotę, bez zbędnego napięcia. To były te dni kiedy zawsze chciało się wstawać z łóżka i tak naprawdę niewiele trzeba było do poczucia pełni szczęścia.

Największy spokój i stan rozluźnienia miałam wtedy kiedy tata był trzeźwy. Tutaj przychodzą mi na myśl sobotnie poranki, kiedy siedział przed telewizorem obierając ziemniaki na obiad, a mama w tym czasie krzątała się po kuchni. Ja w tym wszystkim czując przyjemne ciepło na sercu swobodnie zajmowałam się swoimi sprawami.

Zawsze jednak prędzej czy później przychodził ten moment chaosu i zniszczenia, kiedy to cały dzień i wszystkie moje plany burzyły się w jednej chwili. W tygodniu do południa miało się spokój, ale potem wyczekiwało się czy tata wróci do domu trzeźwy czy pijany. W weekendy, nawet jeśli spędzał ze mną czas albo spokojnie siedział przed telewizorem, to potem często szedł do swojego warsztatu, niby posprzątać albo coś ponaprawiać. Spędzał tam całe godziny, a kiedy wracał był już pijany. Chwiejnym krokiem przemierzał mój pokój klnąc coś pod nosem, automatycznie rujnując mój spokój. Od razu odechciewało mi się cokolwiek robić i choć często bawiłam się dalej, to nie sprawiało mi to już żadnej przyjemności. Traciłam też koncentrację, szczególnie kiedy trzeba było się uczyć, a pomiędzy literkami wysłuchiwało się krzyków albo pijackich monologów. Gotowały się we mnie wtedy przeogromne ilości emocji, szczególnie złości i tęsknoty za utraconym spokojem. Dodatkowo sytuacja była jeszcze trudniejsza ze względu na to, że mój pokój był pokojem przechodnim, sąsiadującym z salonem, w którym przesiadywał mój ojciec (w dodatku nie było tam żadnych porządnych drzwi, tylko takie rozsuwane, które i tak były zawsze otwarte). Nie miałam więc tak naprawdę swojego własnego miejsca, w którym mogłabym poczuć się nieco bezpieczniej.

Schemat powtarzał się przez wiele długich lat, a więc w pewnym momencie moje doświadczenia zaczęły zamieniać się w oczekiwania. W efekcie, w dorosłym życiu, mimo że nie mieszkałam już z rodzicami, nie potrafiłam zająć się swoimi sprawami w taki sposób, by w pełni się w nie zaangażować, no i się nimi cieszyć. Byłam przyzwyczajona do tego, że prędzej czy później coś zaburzy mój spokój, ktoś wtargnie znienacka i odbierze cały mój entuzjazm i chęci do działania. I nawet jeśli realnie nic takiego się nie działo, to w myśl zasady do której przywykłam, sama sobie sabotowałam działania – nie dając sobie prawa do własnej przestrzeni, które zostało odebrane mi w domu.

W rodzinach z problemem alkoholowym uczymy się, że to alkoholik jest pępkiem świata. Cała uwaga kręci się wokół jego nałogu, w którym upatruje się źródło problemu, ale z którym nikt nie potrafi sobie poradzić. To on jest najważniejszy, bo to on zagarnia naszą prywatną przestrzeń, dominując sytuację i rozsiewając w wokół atmosferę strachu. To on krzyczy, wszczyna awantury i robi wokół siebie szum kosztem wszystkich innych domowników, którzy chcieliby normalnie spędzić dzień, ale nie mogą. Jego emocje są najważniejsze, a więc nasze – emocje, uczucia i potrzeby schodzą na dalszy plan.

Efektem życia w takich warunkach jest oczywiście problem z podejmowaniem konkretnych działań, zahamowanie kreatywności i przyjemności z działania, brak skupienia i koncentracji, nieumiejętność dokańczania zaczętych spraw oraz życie w wiecznym stresie i napięciu. Ja miałam tak, że zamiast działać wolałam uciekać i biernie czekać na to, co się wydarzy, oczekując oczywiście na najgorsze. Moja podświadomość uznawała, że nie ma sensu w cokolwiek większego się angażować, skoro i tak zaraz coś mi to działanie zaburzy.

Tego typu wzorce powodują jeszcze kolejny problem w naszym dorosłym życiu, a chodzi tu o relacje z ludźmi. Nie nauczyliśmy się stawiać zdrowych granic, więc wpuszczamy innych do środka kiedy tylko chcą, ale jednocześnie nie mamy na to zgody. A to dlatego, że nie mieliśmy okazji zbudować swojej własnej, prywatnej przestrzeni o której tylko i wyłącznie MY decydujemy. Nie wiemy więc na co tak naprawdę powinniśmy się zgadzać a na co nie. Poczucie naszej intymnej przestrzeni jest totalnie zburzone.

Stąd często rodzi się w nas frustracja kiedy ktoś po coś do nas przychodzi – czy to prywatnie czy w pracy. To jest życie w ogromnym stresie i oczekiwaniu, że lada chwila ktoś zaburzy naszą przestrzeń, więc odpychamy potencjalnych „zawracaczy dupy” i w efekcie odcinamy się od ludzi. Bo jedyne czego pragniemy po tych wszystkich przeżyciach, to spokój. Jednak w ten sposób na pewno spokoju nie uzyskamy.

Pracowałam niedawno z osobą, która dokładnie w ten sposób odpychała swoich klientów. Każdego, kto wchodził w jej przestrzeń traktowała jak intruza, który zaburzał jej rytm funkcjonowania. Podświadomie wydawało jej się, że „najlepszym” rozwiązaniem będzie sabotowanie sobie biznesu i odpychanie potencjalnych klientów, by mieć święty spokój. Jednocześnie nie była jednak w stanie poczuć spokoju, bo ciągle martwiła się o opłacenie rachunków i utrzymanie działalności, którą tak naprawdę przecież bardzo chciała prowadzić. Tylko jak miała to zrobić odpychając ludzi, którzy byli źródłem jej zarobku ? 🙂

Niektórzy mają też potrzebę walki z innymi o swoją przestrzeń. Mają tak bardzo dość, że ciągle ktoś wchodzi im na głowę, że próbują wyegzekwować te granice siłą (rodzą się wtedy nieprzyjemne konflikty) albo odcinają się bez słowa wyjaśnienia, paląc za sobą mosty. Nie ma w tym dojrzałości ani prawdziwego poczucia swojej własnej przestrzeni. Kiedy czujemy do niej realne prawo, kiedy dysponujemy tą przestrzenią i czujemy się z nią naprawdę niewinnie i w porządku, to nie musimy z nikim o nią ani walczyć, ani jej przed nikim chronić. Ona po prostu sobie będzie, a my w swojej zdrowej asertywności będziemy potrafili o nią dbać. Dbanie nie jest tożsame z nerwicowym pilnowaniem tych granic, staniem na warcie i wyrywaniem jej od innych. To pewnego rodzaju wewnętrzny stan, który jest dla nas tak oczywisty, że nawet otoczenie się do niego dostosowuje.

Teraz trochę o rozwiązaniach. W całym tym problemie działa przede wszystkim wyuczony, podświadomy schemat, a więc należy nauczyć swoją podświadomość, że już nie musi tego mechanizmu podtrzymywać. Należy pokazać jej, że warunki się zmieniły i wytłumaczyć jaki schemat myślenia w tym wypadku będzie dla niej lepszy. Schemat myślenia zmieniamy zastępując je innym i tak jak to się działo w dzieciństwie, poprzez jak najczęstsze powtarzanie i doświadczanie (najlepiej, aby towarzyszyły temu pozytywne, budujące, dające ulgę i uwolnienie uczucia). Czyli to takie pokazywanie podświadomości w praktyce jak korzystniej dla siebie (i przy okazji też dla innych) możemy się zachować.

Na pewno w uzdrawianiu tego tematu ważna będzie też konfrontacja z emocjami z dzieciństwa, które skumulowały się z wyniku nieprzyjemnych doświadczeń. Kiedy już odreagujemy te emocje, pozostaje nam przytomne i świadome zauważenie, że nie jesteśmy już zależni od dominującego rodzica – najczęściej jesteśmy już w tej sytuacji, kiedy z nim nie mieszkamy, a nasze warunki do działania zdążyły się już całkowicie zmienić. Zastanów się więc jak teraz ze świadomością tych nowych możliwości mógłbyś tą swoją własną przestrzeń świadomie wykorzystać.

Wzbudzając w sobie uczucia spokoju i bezpieczeństwa realnie możesz dokańczać swoje działania, zajmować się nimi w spokoju, bez lęku, że coś lub ktoś Ci te działania zaburzy. A to dlatego, że to TY SAM decydujesz o tym jak chcesz wykorzystać swoją przestrzeń. Jeśli z kolei wydarzy się coś niespodziewanego i rzeczywiście ktoś lub coś zaskoczy Cię podczas Twojego działania, to Ty możesz mieć nad tą sytuacją kontrolę. W dalszym ciągu to Ty decydujesz jak ta sytuacja się potoczy. Przecież nie musisz rzucać wszystkiego od razu, tylko dlatego, że ktoś czegoś od Ciebie chce… Ta osoba może poczekać, aż Ty w spokoju dokończysz swoje zadanie, jeśli czujesz taką potrzebę. Masz do tego prawo. A jeśli sytuacja jest pilna i bardzo ważna dla tej osoby, to możesz równie na spokojnie przerwać swoje działanie, by potem bez problemu do niego wrócić. To już nie musi być wyrywanie się od działań w emocjach czy poświęcanie swojej przestrzeni dla kogoś, ale Twoja zwyczajna, świadoma decyzja podjęta w zgodzie ze sobą. Takie podejście robi dla nas ogromną różnicę.

Możesz też powtarzać sobie pozytywne afirmacje, starając się poczuć ich treść. Nie musisz ich koniecznie pisać, możesz ze sobą rozmawiać i powtarzać je w myślach, ale ważne, by nie było to bezmyślne klepanie, lecz świadome kontemplowanie tego zagadnienia.

Poniżej przykłady afirmacji wzbudzających budujące odczucia:

„Zauważam, że mam swoją własną przestrzeń i warunki do działania, które mogę wykorzystać tak jak chcę i potrzebuję. Uświadamiam sobie, że to ja decyduję o sobie oraz swoim działaniu – czuję się z tym w porządku i niewinnie, nawet jeśli innym się to nie podoba. Uwalniam się od oczekiwań i lęków, że moja przestrzeń i mój spokój zostaną zaburzone przez innych, gdy działam. Mogę czuć luz, spokój i komfort, niezależnie od tego, co robię i niezależnie od tego, czego chcą ode mnie inni. Buduję w sobie uczucie zaufania, że świat wspiera mnie i szanuje moją przestrzeń, gdy działam. Ja, … mam moc realnego wpływania na jakość mojej osobistej przestrzeni, więc utrzymuje w niej stan spokoju, harmonii, luzu i wsparcia. Wszelkie miłe i przyjemne uczucia utrzymują się, nawet gdy inni ludzie czegoś ode mnie chcą. To ja decyduję jak się czuję w mojej własnej, prywatnej przestrzeni, a więc pozwalam sobie czuć i wzmacniać w sobie uczucia luzu i spokoju”.

Jak już wspomniałam w jednej z afirmacji ważne będzie również budowanie w sobie poczucia, że świat, inni ludzi, no i ogólnie Twoje otoczenie wspierają Twoje działania. Nastawiając się w ten sposób otwieramy się na wszelkie warunki, by spokojne działanie było dla nas możliwe. Jeśli Twoje warunki życia nadal nieznacznie różnią się od tego czego doświadczałeś w dzieciństwie (bo np. odtwarzasz schemat z toksycznym partnerem/partnerką), to pozostaje Ci przyjrzeć się swoim intencjom odtwarzania tych wzorców i powoli uczyć się wybierać korzystniejsze dla Ciebie warunki. To może skutkować radykalnymi wręcz zmianami, więc warto też budować w sobie wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa i świadomość Boskiego prowadzenia i ochrony. W takich przypadkach konieczna też będzie głębsza praca nad samooceną i całkowitą zmianą swojego myślenia w kategorii tego na co zasługujesz, co jest dla Ciebie możliwe i odzyskiwania swojego prawa do spokojnego, przyjemnego życia.