Artykuły, Ćwiczenia

Integracja z odrzuconymi częściami siebie

Najwięcej zamętu w naszym życiu wprowadzają tak naprawdę nasze własne odrzucone, niechciane, zepchnięte na margines części siebie, które jednocześnie, mimo zepchnięcia, ciągle walczą o naszą uwagę. Na pewno wiesz jak to jest kiedy próbujesz zmienić swoje nawyki albo przepracować ważny temat, ale wciąż i wciąż wychodzą Ci te same emocje, negatywne myśli i wyobrażenia, które ciągną Cię w dół. Najczęściej stwierdzamy wtedy, że siebie nie rozumiemy, że jesteśmy skomplikowani – bo z jednej strony pragniemy przecież tych zmian na lepsze, ale z drugiej ciągle je sabotujemy poddając się starym schematom. Za tym idzie więc takie myślenie, że skoro jesteśmy skomplikowani, to nie jesteśmy też w stanie sobie z tym poradzić. Często słyszę, szczególnie od kobiet takie stwierdzenie: „Jestem pełna sprzeczności – i taka już pewnie pozostanę”. Owszem, wszyscy jesteśmy pełni sprzeczności, ale czy to znaczy, że tacy musimy pozostać? Czy taka jest nasza Boska natura? Nie, nasza Boska natura jest prosta i nieskomplikowana. Jest oparta przede wszystkim na miłości. I to już powinno dać Wam odpowiedni trop do działania.

Sprzeczności powstają w wyniku zderzenia się różnych części naszej osobowości, które rozbiły się w wyniku przeróżnych doświadczeń. Taką częścią w nas może być np. skrzywdzone, zalęknione dziecko; wewnętrzna, wiecznie narzekająca matka; wymagający ojciec choleryk; a może dorastający nastolatek, który nigdy nie zaznał zdrowej przestrzeni do zbudowania własnego zdania o sobie itd. Jednak niezależnie od tego jak te części wyglądają, jak się przejawiają i jaki mają charakter to każda z nich potrzebuje dokładnie tego samego – Twojej miłości, uwagi i przyjęcia z otwartymi ramionami.

Czasami wydaje nam się, że jeśli przyjmiemy do siebie część, która jest w jakiś sposób negatywna, zła, czy zdepresjonowana to automatycznie zgodzimy się na jej bytowanie w nas – czyli to tak, jakbyśmy dali jej przyzwolenie na wewnętrzną destrukcję. Ale nie na tym polega integracja. My tracimy kontrolę nad destrukcyjnymi częściami siebie, właśnie wtedy kiedy puszczamy je „samopas” i nie mamy z nimi kontaktu. Wtedy też nie mamy świadomej kontroli nad ich działaniem, pojawiają się emocje, dochodzi do głosu, np. ta nasza wewnętrzna, wiecznie narzekająca matka, która lamentuje jakie to życie i rozwój są bez sensu, jak to nie ma perspektyw na nic dobrego itd. To wtedy pozwalamy tej destrukcyjnej części w nas dominować. Za to kiedy świadomie dopuszczamy ją do siebie, wsłuchujemy się w nią, dajemy jej swoje zainteresowanie, zrozumienie i uczucia – to ona zaczyna z nami współpracować. Dowiadujemy się czego potrzebuje (a sami doświadczycie, że w ostateczności zawsze tą potrzebą będzie miłość oraz pochodne tego uczucia) i dajemy jej to. Uczucia będą powodować, że pierwotnie oderwana i odrzucona część nas zaczynie naturalnie wtapiać się w tą prawdziwą, kochaną, Boską cząstkę nas samych (która w efekcie coraz bardziej się rozrasta).

Dlatego najlepszym rozwiązaniem na wszelkie problemy jest zatrzymanie się i nawiązywanie na bieżąco kontaktu z tymi częściami osobowości, które sabotują nasze szczęście. Aby było jasne – żadna z tych części, nawet jeśli jest najmroczniejsza, nie robi tego z premedytacją, by sprawić nam przykrość. Robi to dlatego, że wciąż szuka odpowiedzi oraz potwierdzenia swoich własnych wyobrażeń, weryfikując je w świecie zewnętrznym. Jeśli my poddajemy się narracji tej części osobowości, to logiczne jest, że będziemy patrzeć przez jej pryzmat na siebie i na świat. Mamy jednak możliwość podjęcia świadomego wyboru – ale najpierw by wybrać, musimy się przyjrzeć temu, w co wierzymy i czemu się tak właściwie poddajemy.

A więc kiedy czujesz się źle, wychodzą negatywne myśli i emocje, zaczynasz przyłapywać się świadomie na poddawaniu się tej „mroczniejszej” części siebie – złap ją za ogon, póki ją tak intensywnie czujesz i porozmawiaj z nią. Nie traktuj jej jak intruza, ale raczej, jak małe dziecko, które potrzebuje wsparcia, prowadzenia i pomocy. Powiedz do tej części:

„Jestem tutaj dla Ciebie. Jestem przy Tobie, po to by się Tobą zaopiekować. Masz moje wsparcie. Kocham Cię. Akceptuję Cię. Chcę Cię. Jesteś częścią mnie. Przyjmuję Cię do siebie. Widzę Cię. Obchodzisz mnie… Możesz mówić do mnie. Powiedz co Cię boli. Co Cię denerwuje. Czego potrzebujesz. Wspólnie na pewno dojdziemy do najlepszych rozwiązań. Poradzimy sobie. Jestem przy Tobie”.

Kiedy zaczniesz w ten sposób, reszta otworzy się i popłynie już sama. Oczywiście nie musisz powtarzać wszystkiego dokładnie tak jak napisałam, możesz wybrać te zwroty, które najbardziej Ci odpowiadają. Pozwól sobie improwizować i uczyć się siebie, tak jakbyś badał i odkrywał pojawiające się, ale wcześniej niewidoczne miejsca na mapie bądź odzyskiwał kolejne elementy układanki, składające się na całościowy obrazek.

I na koniec jeszcze jedna ważna kwestia. Co jeśli czujemy opór? Rozmawiając z klientami (szczególnie początkującymi w pracy nad sobą) często słyszę: „To chyba nie działa. Próbowałam, ale nie potrafię dostać się do żadnej części siebie, bo za każdym razem czuję ogromny opór i nie potrafię sobie z nim poradzić”. Odpowiedź jest dla mnie oczywista – skoro czujesz opór to nie zatrzymuj się na nim, tylko skontaktuj się z tą częścią Ciebie, która czuje opór 🙂. Zajmij się tym uparciuchem. On też potrzebuje Twojej uwagi. Usiądź sobie przed lustrem i powiedz do siebie:

„To nie szkodzi, że czujesz opór. To nie Twoja wina. Nic takiego złego się nie dzieje. Ja i tak Cię kocham. Ja i tak Cię do siebie przyjmuję. A teraz chodź – podaj rękę i współpracuj ze mną. Spędzimy razem fajny dzień. Do niczego Cię nie zmuszam, ale zapraszam. A kiedy będziesz już gotowa, możesz się ze mną podzielić czym tylko zechcesz. Jestem tutaj zawsze dla Ciebie, żeby Cię wspierać i wysłuchać. Nikt się na Ciebie nie gniewa za Twój opór. Jesteś chciana nawet z tym oporem. Jesteś tutaj mile widziana. Przyjmuję Cię taką i otwieram się na Ciebie”.

Jedna z moich klientek konfrontując się w ten sposób ze swoim wewnętrznym oporem, po kilku próbach podzieliła się, że w końcu „coś zaskoczyło”. Od razu wylały się z niej różne emocje i obawy, których wcześniej nie chciała do siebie dopuścić – ale dzięki temu skonfrontowała się z czymś bardzo ważnym dla niej. W ten sposób dała sobie też w końcu poczucie i dowód na to, że jednak potrafi nawiązać kontakt z odrzuconą częścią siebie i jeszcze dać jej wsparcie. Dzięki temu poczuła się lepiej, a nawet inaczej niż dotychczas.

I tak pięknie krok po kroku uczymy się nawiązywać dobry kontakt ze sobą, po to by lepiej siebie rozumieć i coraz swobodniej poruszać się we wzorcach i mechanizmach, które jeszcze nami rządzą. Dzięki takiemu dogłębnemu rozpoznaniu, mamy coraz większą kontrolę nad swoim wnętrzem i coraz lepiej radzimy sobie z wewnętrznymi mechanizmami. Aby to było możliwe dajemy sygnał tym naszym odrzuconym częściom, że jesteśmy chętni na integrację z nimi. Jesteśmy chętni, aby je wysłuchać i zaopiekować się nimi. Wtedy też one przestaną z nami walczyć i się opierać. Bo po co walczyć o coś, co się dostaje tak po prostu 🙂. Prędzej czy później, z czasem i regularną praktyką zauważycie, że ten kontakt stanie się dla Was czymś wręcz oczywistym i naturalnym. A przy okazji zauważycie też, że być może… wcale nie jesteście tak skomplikowani jak się Wam wydawało.