Otwieranie się na świadomość wsparcia w wielu przypadkach skutecznie ułatwia puszczenie wszelkich napięć, przyzwyczajeń do stresu, nadmiernej kontroli i odpowiedzialności za innych. Jest to ważny aspekt do uwzględnienia w swojej pracy szczególnie, gdy będąc dziećmi wzięliśmy na siebie bagaż odpowiedzialności za swoją rodzinę, tym samym przejmując rolę rodzica.
W rodzinach dysfunkcyjnych zjawisko to przejawia się na różne sposoby. Jest wiele przypadków kiedy to rodzice bezpośrednio obarczają swoje dziecko obowiązkami dorosłych, odbierając mu prawo do bycia dzieckiem. Są też jednak dzieci, które same na siebie biorą dużą odpowiedzialność za rodziców, ponieważ dotyka je ich bezsilność i nieporadność. Takie dziecko postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, nawet jeśli w rzeczywistości nie ma mocy ani możliwości, by realnie pomóc. Emocjonalnie czuje się jednak ogromnie odpowiedzialne za to co się dzieje. Wynika to z prostego faktu – skoro rodzice nie byli w stanie zapewnić dziecku poczucia, że mają kontrolę nad swoim życiem albo że radzą sobie z trudną sytuacją, to dziecko zwyczajnie zaczyna się tym martwić i przejmować.
Sama będąc dzieckiem słuchałam rozmów rodziców, którzy narzekali na brak pieniędzy albo martwili się o spłatę rachunków. Wszystko było utrzymane w atmosferze dużej niepewności, a także pewnej niemocy i lęku. Pamiętam, że bardzo się tym przejmowałam i choć wiedziałam, że nie jestem w stanie wesprzeć moich rodziców finansowo (w końcu byłam tylko dzieckiem), to jednak snułam w swojej głowie wizję siebie, jako tej, która ciężką pracą dorobi się w przyszłości dużych pieniędzy – oczywiście po to, by móc wszystkim pomóc. W efekcie nałożyłam na siebie duży ciężar wymagań wobec siebie i próby realizowania ogromnych i ambitnych celów, które zwyczajnie mnie przerastały. Innym czynnikiem napędzającym wzorce przejmowania odpowiedzialności za rodzinę jest życie w ciągłym strachu przed zagrożeniem, kiedy w rodzinie mamy do czynienia z agresorem. Tutaj przychodzi mi na myśl typowy przykład rodziny, kiedy najstarsze dziecko stara się bronić swoją matkę i rodzeństwo przed nieprzewidywalnym ojcem tyranem.
Bez względu na historię – przejmując rolę rodzica uczymy się, że to my bardziej wspieramy swoją rodzinę niż ona nas, a nasze potrzeby spychane są na dalszy plan. Liczy się tylko to, żeby pomóc, żeby dać z siebie jak najwięcej. To rodzi masę wygórowanych oczekiwań, jakie mamy wobec siebie – i mimo że na dłuższą metę te oczekiwania zaczynają nas wykańczać, to jednak dalej je podtrzymujemy z lęku, że jeśli sobie odpuścimy to „zginiemy” (czyli, że sobie nie poradzimy). Nosimy więc w sobie przymus utrzymywania kontroli nad sytuacją, nie mając w tym wszystkim żadnego oparcia – wszystko musi być zawsze w naszym rękach, a każda porażka jest traktowana z dużą nieakceptacją i przytłaczającym wręcz niezadowoleniem.
Wzorce te wzmacniają więc w nas wyobrażenie, że skoro nie mogliśmy liczyć na rodziców, to nie możemy też liczyć na świat (czyli na pomoc, wsparcie i prowadzenie z zewnątrz). Zgodnie z tymi wyobrażeniami i licząc tylko na siebie, rzeczywiście nie czujemy i nie doświadczamy oparcia w świecie zewnętrznym – a kiedy nie mamy tego oparcia to funkcjonujemy z poziomu lęku i napięcia. To takie poczucie jakbyś wisiał nad przepaścią i myślał, że jeśli się puścisz, to nic Cię nie złapie, nie ochroni, nie zatrzyma, bo przecież polegasz tylko na sobie, więc kto lub co miałoby Cię złapać…? W ten sposób wkładasz masę energii w ciągłą walkę o przetrwanie, a narastający stres doprowadza Cię do coraz głębszych stanów nerwicowych, które w efekcie jeszcze bardziej uniemożliwiają Ci lekkie i swobodne życie w zgodzie ze sobą.
Otwieranie się na świadomość i poczucie wsparcia będzie więc kluczowym fundamentem do odbudowania. Poprzez wsparcie z zewnątrz mam na myśli wszystko to co może nam realnie sprzyjać – czyli ludzi, zdarzenia, kreacje, ale przede wszystkim Boga i jego oddziaływanie. To dzięki Boskiemu wsparciu możemy zawsze czuć się zaopiekowani i bezpieczni. Daje nam to też takie przyjemne poczucie, że nie musimy radzić sobie ze wszystkim sami. Zawsze coś może nas wspierać, prowadzić, inspirować i chronić. A taka świadomość daje nam duże pole do wytchnienia, wyluzowania i zauważenia swoich prawdziwych możliwości – a także podążania za naszymi prawdziwymi, stłumionymi wcześniej potrzebami.
Warto też wiedzieć, że Boska opieka i ochrona tak naprawdę towarzyszy nam cały czas (tylko po prostu nie zawsze chcemy ją dostrzec lub z niej korzystać). Ona stanowi dla Ciebie właśnie taką cudowną siatkę bezpieczeństwa, która zawsze Cię złapie, kiedy będziesz upadał, z czymś się konfrontował albo coś w sobie odpuszczał. W moim odczuciu nie ma nic silniejszego w całym wszechświecie niż Boska miłość, a za nią płynie ogromna moc wsparcia. Boska miłość dba o nas i chroni nas bezinteresownie i choć co prawda nie narusza naszej woli, bo w swojej czystości się nie narzuca – to jednak potrafi nas chronić i opiekować się nami przy najdrobniejszej, nawet minimalnej otwartości. Dlaczego więc nie zacząć świadomie z niej korzystać?
Problemem w otwieraniu się na Boskie wsparcie może być to, że czując się odpowiedzialni za innych i pomijając w tym swoje potrzeby, przyzwyczajamy się do poczucia, że jesteśmy mniej ważni. A więc nie liczymy się dla nikogo i według naszych wyobrażeń sam Bóg może nie być zainteresowany dawaniem nam wsparcia. Aby więc zacząć uzdrawiać ten temat proponuję Wam bardzo proste ćwiczenie. Ułóż się wygodnie, oddychaj głęboko, ale spokojnie. Połóż prawą rękę na swoim brzuchu i pomedytuj nad takim zagadnieniem:
„Bóg udziela mi wystarczająco dużo uwagi, wsparcia i miłości”
Staraj się to poczuć, ale niczego nie wymuszaj. Samą afirmację możesz również pisać, spisując w kolumnie reakcji wszystkie swoje myśli i odczucia, by głębiej zbadać ten temat. Polecam jednak medytację, gdyż Boskie wsparcie najlepiej jest po prostu poczuć i objąć szerszą świadomością.