Osoby realizujące swoje pasje, czasami wpadają w pułapkę przeróżnych oczekiwań i wyobrażeń, które powoli zabijają entuzjazm do działania, a w efekcie dalszy rozwój pasji. Najpierw zaczyna się niewinnie – kochamy coś robić, jesteśmy w czymś dobrzy i z czasem odkrywamy, że moglibyśmy robić to częściej, a może nawet zajmować się tym zawodowo. Wychodzimy z tym do ludzi, pełni chęci i entuzjazmu do działania. Wszystko zaczyna mieć ręce i nogi, więc zaczynamy się coraz bardziej angażować w rozwój naszej działalności. Z czasem jednak w niektórych przypadkach dochodzi w pewnym momencie do tzw. wypalenia zawodowego – kiedy realizacja naszej własnej pasji, przestaje już sprawiać nam jakąkolwiek przyjemność. Jest to zdecydowanie sygnał, że coś jest grubo nie tak – bo jeśli zajmujemy się naszą pasją, to ona naturalnie powinna sprawiać nam wiele przyjemności i satysfakcji.
Aby było jasne – pomińmy w tym artykule koncept niezgodności naszej pasji z nami – bo może być też tak, że realizujemy np. niespełnioną pasję naszego rodzica i tylko uwierzyliśmy w to, że powinniśmy się nią zajmować (dlatego na dłuższą metę nie będzie nam to sprawiało większej satysfakcji). Dzisiaj skupimy się przede wszystkim na przypadkach realizacji naszej PRAWDZIWEJ pasji, którą rzeczywiście bardzo korzystnie jest rozwijać, ale której realizację sobie sabotujemy.
A więc skoro wiemy już, że pasja jest z nami zgodna i dzięki niej możemy przejawić na zewnątrz pełnię swojego potencjału, to dlaczego się na nią zamykamy? Dlaczego ona w pewnym momencie się wypala i tracimy ochotę na jej realizację?
Jak się domyślacie powodów może być naprawdę wiele – i każdy przypadek będzie rządził się swoimi prawami. Postaram się jednak opisać kilka przykładów, które ściśle wiążą się ze sobą nawzajem, ale być może zainspirują Was do cennych przemyśleń.
Przyczyny wypalenia i utraty przyjemności w realizacji swojej pasji:
1. Rzucanie się na głęboką wodę, bez trzeźwej i przytomnej oceny sytuacji
Czasami na fali entuzjazmu podejmujemy pochopne i niezbyt mądre działania. Zewsząd słyszymy od przeróżnych mówców motywacyjnych, abyśmy rzucili wszystko i zaczęli całkowicie nowe życie: „Zrób to teraz! Nie zastanawiaj się! Niech poniesie Cię fala Twojego potencjału!”. Jeśli umiesz dobrze korzystać ze swojego potencjału to spoko. Ale jeśli ledwo radzisz sobie ze swoim życiem, a rzucasz się na wielkie zmiany, to one mogą Cię zwyczajnie przytłoczyć. Doprowadzamy więc do rychłej porażki i rozczarowania przede wszystkim sobą, co rozbudza i tylko pogłębia późniejszą niewiarę w swoje możliwości, a co za tym idzie – rozwój samej pasji.
Zgodzę się, że istnieją przypadki w których postawienie wszystkiego na jedną kartę zadziałało i przyniosło ogromny sukces. Jeśli jednak zadziałało, świadczy to o tym, że widocznie dla tej osoby był to odpowiedni moment na tak dużą zmianę. Niestety tego typu podejście nie sprawdza się u każdego i nie w każdym momencie życia, ponieważ nie każdy ma w sobie od razu taką otwartość. A więc rzucanie się na „głęboką wodę” zamiast pomóc, może nam tylko namieszać. W takich przypadkach na pewno warto jest najpierw zająć się sobą i oczyszczeniem swoich intencji oraz wypracowaniem w sobie poczucia cierpliwości, bo na wszystko prędzej czy później przyjdzie odpowiedni czas.
2. Uciekanie od podstaw i pracy nad sobą = zaskoczenie + przytłoczenie
Kiedy zmieniamy warunki realizacji naszej pasji (np. zaczynamy na niej zarabiać, a wcześniej nigdy tego nie robiliśmy) aktywuje się szereg wyobrażeń i oczekiwań, zgodnych z całkowicie nową dla nas sytuacją. A te (jeśli świadomie nie pracujemy nad sobą) mogą nas nieźle zaskoczyć, a nawet przytłoczyć, bo mijają się z naszymi (powierzchownymi) oczekiwaniami.
Wiem, że kiedy mamy swoją pasję, której realizacja sprawia nam satysfakcję, to chcielibyśmy, wbrew wszystkim ograniczeniom, jak najszybciej się jej oddać i osiągnąć wszystko co jest możliwe do osiągnięcia. Musicie jednak wiedzieć, że ta droga może wyglądać różnie ze względu na różne wyobrażenia, które jeszcze macie w sobie – i ta droga nie koniecznie będzie wyglądała dokładnie tak, jak sobie powierzchownie wymyśliliście. Nie zawsze chcemy to zrozumieć – a później w związku z tym spotykają nas rozczarowania, które sukcesywnie wypalają wszelkie chęci do dalszego próbowania i rozwoju. To z czasem transformuje się właśnie w zawodowe wypalenie.
A więc nawet jeśli w jakimś momencie czujemy się na siłach do realizacji naszego celu, to wejście w nowy temat może rozbudzić w nas szereg nieuzdrowionych jeszcze mechanizmów i intencji, z którymi wcześniej nie mieliśmy okazji się zmierzyć albo z którymi po prostu nie chcieliśmy pracować. Pocieszające jest to, że jeśli pasja jest rzeczywiście z nami zgodna, to będziemy potrafili płynąć z nurtem i możemy przepracowywać wszystkie potrzebne do uzdrowienia aspekty na bieżąco, już w trakcie realizacji naszych planów. Gorzej jeśli – tak jak wspominałam w poprzednim punkcie – taki ogrom przeróżnych nowych konfrontacji zaczyna nas totalnie przerastać. Wtedy energia oraz entuzjazm do działania i rozwijania pasji zaczyna wygasać, bo jesteśmy zwyczajnie zmęczeni ciężkimi i ciągłymi wyzwaniami.
Nie mam na celu nikogo zniechęcać do podjęcia ryzyka i próbowania – sama rzuciłam się na głęboką wodę wybierając pracę z ludźmi i uzdrawianie duchowe. Nie zawsze było mi lekko, bo wiązało się to wszystko z ogromnymi zmianami we mnie i konfrontacjami, których wcześniej przez całe życie unikałam. Z perspektywy czasu cieszę się, że przez to przeszłam, bo dzięki temu bardzo dużo się nauczyłam i wiele poukładałam w sobie (z resztą nadal układam). Jednak to wszystko wiązało się w moim przypadku z solidną pracą nad sobą i choć były momenty zwątpienia i zatrzymywania się, to ciągle starałam się iść do przodu. Wiem, że nie każdy ma na to siły, by unieść ciężar konfrontacji (jeśli ma poważne obciążenia, a nie ruszył nawet małym palcem np. swojego dzieciństwa) i najpierw powinien zająć się przede wszystkim sobą i w spokojnych warunkach przepracować ważne dla niego podstawy, zanim zabierze się za coś większego. Dlatego, by żyć z realizowania swojej pasji, potrzebuje najpierw przepracować wiele fundamentalnych rzeczy w sobie, by w ogóle było to dla niego możliwe – i nie ma w tym absolutnie nic uwłaczającego.
3. Walka o przetrwanie
Kolejny punkt wynika z poprzednich. Nasz piękny, spontaniczny skok do wody kończy się rozbiciem o skały – a tymi skałami jest szereg nieuzdrowionych oczekiwań, wyobrażeń na temat siebie, ludzi, pieniędzy, pracy samej w sobie itd. Nagle okazuje się, że np. taka praca na własną rękę, bez stałej pensji i poleganie na własnej kreacji staje się dla Ciebie dużo trudniejsze niż praca na etacie, a to powoduje duży niepokój i poczucie osuwającego się gruntu pod nogami.
Lęk o przetrwanie blokuje kreatywność i lekkość działania. Wtedy zamiast na rozwoju pasji, skupiamy się przede wszystkim na przetrwaniu – że musisz zarobić, musisz przyciągnąć klientów za wszelką cenę, by móc w ogóle z czegoś wyżyć. Wtedy zaczynają się desperackie próby łapania klientów na różne sposoby, które jak się okazuje bardzo często ich tylko odstraszają (dla mnie osobiście nie ma nic bardziej odpychającego niż agresywny marketing, który stosują najczęściej zdesperowani ludzie). Nie ma w tym wszystkim naturalnego przyciągania i kreacji wypływającej z przekonań naszej podświadomości – a to powoduje ogromne zmęczenie, a w efekcie zniechęcenie.
Temu mechanizmowi mogą towarzyszyć przeróżne wyobrażenia, np. że Twoja praca zawsze musi być ciężka, że musisz się mocno namęczyć, żeby zarobić – a więc nie możesz swobodnie zarabiać na swojej pasji, bo to byłoby zbyt lekkie – i kłóciłoby się z Twoimi przekonaniami. Zaczynasz więc kreować sobie takie warunki realizacji swojej pasji, by były one jak najbardziej ciężkie i oporne. To rodzi dużą frustrację i odbiera motywację do działania, nie mówiąc już o tym, że zamiast się tym działaniem cieszyć, ciągle walczysz o przetrwanie.
Jeśli więc czujesz, że kwestie zarabiania na swojej pasji są u Ciebie do przepracowania – pozwól sobie zająć się tym i najpierw zbudować solidne fundamenty. Możesz przecież popracować jeszcze jakiś czas na etacie, rozwijać swoją pasję po godzinach, pracować nad sobą i oczyszczać swoje intencje. Wtedy przyjdzie taki moment, że po prostu poczujesz kiedy warto przejść „na swoje”.
Oczywiście może być tak, że nigdy nie będziesz czuł się w pełni gotowy – i jak najbardziej może tak być i nie oznacza to nic złego, że poczujesz pewien lęk i dyskomfort kiedy zaczniesz nowy rozdział w Twoim życiu. To jest normalna reakcja i jeśli będziesz naprawdę gotowy, to poradzisz z tym i mając już chociaż te podstawy radzenia sobie ze sobą i ze światem, będziesz mógł na bieżąco stawiać czoła wyzwaniom. A i lęk o przetrwanie nie będzie już tak przytłaczający.
4. Samoocena
Niska samoocena jest jedną z najczęstszych przyczyn sabotowania sobie realizacji pasji, nawet jeśli jesteśmy w naszej dziedzinie naprawdę dobrzy. To ona powoduje późniejszy brak luzu oraz blokuje naszą swobodę w kreacji i często aktywuje się, gdy wychodzimy z naszymi talentami do ludzi – którzy zawsze będą odpowiedzią na to, jak my sami czujemy się ze sobą.
Na niską samooceną składa się m.in.:
– brak zadowolenia z siebie i swoich działań
– brak luzu i akceptacji dla błędów i porażek, które są naturalną częścią Twojej drogi (szczególnie kiedy się uczysz i próbujesz nowych rzeczy)
– brak niewinności i czucia się w porządku z tym jacy jesteśmy, co robimy i jak się przejawiamy.
Wiąże się z tym oczywiście:
– Stawianie sobie zbyt wygórowanych oczekiwania wobec siebie (perfekcjonizm).
– Nadmierne przejmowanie się opiniami innych (nawet jeśli te opinie nie pokrywają się z rzeczywistością). Przyjmowanie ich jako prawdy o sobie i uzależnianie od nich swoich działań.
Stąd pojawiają się wyobrażenia, że przy ludziach musisz dać z siebie jeszcze więcej niż kiedy realizowałeś swoją pasję tylko dla siebie i swojej przyjemności – czyli kiedy „nikt nie patrzył” i robiłeś to na totalnym luzie. To napięcie „muszę dać z siebie więcej”, by inni byli zadowoleni i niemożność sprostania tym wymyślonym oczekiwaniom, zatraca Twój naturalny luz, który jest niezbędny do realizacji każdej pasji.
5. Nie jestem już sobą
Aspekty wymienione w poprzednim punkcie gromadzą w nas masę wątpliwości – czy ja na pewno jestem dobry w tym, co robię? Czy to dla mnie? A może tylko mi się wydawało, że powinienem się tym zajmować?
Skoro nie czujemy się wystarczająco dobrzy w tym co robimy, skutecznie zatracamy siebie – przestajemy robić to, co uważamy za słuszne i tak jak my byśmy to zrobili. Nie wiemy już jak być w tym wszystkim sobą, więc próbujemy naśladować innych, a najlepiej tych, którym wychodzi – przez co po drodze gubimy swój unikalny styl i osobowość. Chyba nic tak bardzo nie zabija pasji jak poczucie, że nie jesteśmy w niej sobą i że nie możemy realizować jej w zgodzie z własnym sercem.
6. Karmiczne (i nie tylko) zakazy na realizację swojego potencjału
Ostatni aspekt, który chciałabym opisać to czynniki karmiczne (choć mogą to być też obciążenia z tego życia, np. z okresu dzieciństwa), z powodu których blokujemy realizację swojego potencjału. Zakazy mogą przyjmować różne formy – od ataków energetycznych (no i tych bezpośrednich) osób zainteresowanych umniejszaniem naszych zdolności, po swoje własne zamykanie się na przejawianie potencjału z powodu lęków.
Niejedna podświadomość ma zakodowane lęki i wyobrażenia o otwieraniu się na własną moc kreacji – bojąc się, że w ten sposób może zaszkodzić sobie albo innym. Tutaj – jeśli czujecie, że temat Was dotyczy – najlepiej byłoby głębiej to zbadać i zobaczyć co to są dokładnie za wyobrażenia i z czego wynikają. Jaka trauma za tym stoi? Osobiście przeżyłam w swojej karmie motyw upadłego „mistrza”, który zakłamywał siebie, jak i swoich uczniów. Przyznanie się do porażki wiązało się z taką traumą i takim poczuciem winy, że na wiele wcieleń postanowiłam zamknąć się na możliwość swobodnego przejawiania mojego potencjału związanego z uzdrawianiem. Obciążenia były tak silne, że wpływały nie tylko na moje talenty duchowe, ale również na realizację jakichkolwiek zainteresowań, nawet nie związanych z duchowością. Cała historia była dużo głębsza i bardzo zawiła, a uwolnienie się od większości tych obciążeń dało mi ogromną ulgę i duże poczucie lekkości w tym co robię. Wcześniej bardzo często dopadało mnie zwątpienie i poczucie – że „mi nie wolno się realizować” i że „najlepiej będzie jeśli usunę się w cień”. Domyślacie się jak hamująco działają takie obciążenia.
Podsumowując 🙂
Co jeszcze możemy z tym wszystkim zrobić?
Skoro przyczyn jest wiele, to i wiele będzie rozwiązań. Przede wszystkim polecam w pierwszej kolejności dojść do swoich własnych przyczyn problemu (czy to samemu czy z pomocą terapeuty/uzdrowiciela) i rozwikłać działające w podświadomości mechanizmy. Następnie należy popracować nad zmianą swoich przekonań w tym temacie i zastąpieniem starych mechanizmów nowymi, oczywiście popierając je pozytywnymi odczuciami, które będziesz miał za zadanie w sobie odkryć. Za uczuciami powinno również iść świadome działanie, ale one przyjdzie w swoim czasie, wraz ze wzrostem Twojej świadomości.
Staraj się też nie zatracać poczucia, że to co robisz jest Twoją PASJĄ, a rozwijanie pasji (i zajmowanie się nią) jest po to, by Cię USZCZĘŚLIWIAĆ. Od razu przychodzi mi tutaj skojarzenie z taką dziecięcą niewinnością w działaniu i tworzeniu. Pamiętam, że będąc małą dziewczynką, kiedy miałam zajawkę na narysowanie komiksu, ulepienie pieska z plasteliny albo napisanie opowiadania, nie zastanawiałam się nad tym, czy to będzie dobre, jak ocenią to inni albo co będę z tego miała – tylko po prostu z wielką radością to robiłam. Chciałam przede wszystkim sprawić sobie w ten sposób przyjemność. Zająć się czymś co lubię robić i co sprawia mi satysfakcję. Jeśli sięgniecie pamięcią do swojego dzieciństwa na pewno poczujecie jak to jest. I to wcale nie musi oznaczać, że macie robić dokładnie to co wtedy – chodzi o samo uczucie i podejście do działania. To jest właśnie ta „zajawka” – ta iskra w sercu, która mówi: „Zrób to! Zajmij się tym!” – ale dla swojej przyjemności. Reszta – czyli rozwijanie umiejętności, zaangażowanie się w to „na poważnie”, zarabianie na tym – jeśli tak ma być, przyjdzie z czasem. Niech to WYNIKA z pasji i niech wypłynie z Twojej radości i zadowolenia, w sposób naturalny. A jeśli będziesz w sobie pielęgnował takie podejście, nie musisz się martwić, że zatracisz cokolwiek po drodze… Natomiast każde wyzwanie, któremu stawisz czoła – zamiast przytłaczać, będzie Cię otwierać na coraz bliższe i pełniejsze przejawianie Twojego potencjału.