Wsparcie drugiego człowieka jest cenne nie tylko dlatego, że dzięki niemu odzyskujemy motywację do działania, rozwiązujemy jakiś problem czy po prostu lepiej czujemy się ze sobą. Jest cenne również dlatego, że pomaga nam poczuć i zobaczyć w sobie te rzeczy, których sami nie chcieliśmy do siebie dopuścić. My wiele sami przed sobą ukrywamy. Tłumimy w sobie zarówno te nieprzetrawione, uwierające od wewnątrz emocje (żale, smutki, lęki, złości, frustracje), ale odcinamy się też od naszych wewnętrznych, prawdziwych potrzeb oraz czucia tego co nam służy i pomaga sobie z tymi emocjami poradzić, a więc np. od miłości, akceptacji, bezpieczeństwa, luzu czy spokoju… W całym tym odcięciu dochodzi do tego, że sami nie wiemy czego my tak naprawdę chcemy, bo wciąż targają nami wewnętrzne sprzeczności. Bliższa interakcja z drugim człowiekiem, zaczyna z nas te stłumione części wyciągać.
Dlatego najtrudniej jest wtedy, gdy uparcie budujemy obraz siebie, który z jakiegoś powodu jest dla nas wygodny, ale jednocześnie „wspiera” nas w podtrzymywaniu własnych ograniczeń. Wtedy stronimy od ludzi, bojąc się właśnie tego, że oni coś w nas poruszą i zmuszą do pewnej refleksji na nasz temat. Choć taka refleksja mogłaby się okazać bardzo korzystna dla nas, pozwalająca nam coś bardzo ważnego przepracować i uświadomić, to jednak wolimy trzymać się tego co już znamy – najczęściej z powodu lęku, no i z przyzwyczajenia.
Bliska relacja – czy to partnerska, rodzinna czy koleżeńska może być więc dla nas świetnym odbiciem naszej relacji ze sobą na różne sposoby. W relacjach toksycznych możemy przyjrzeć się temu, jaki my sami mamy w sobie problem do rozwiązania, skoro w ogóle zdecydowaliśmy się wejść i pozostać w takiej relacji. Obserwujemy co się w niej odgrywa, a to świetnie pokrywa się z naszymi świadomymi bądź podświadomymi oczekiwaniami. W zdrowych relacjach działa to nieco inaczej, bo naszym lustrem staje się osoba, która nas kocha, wspiera i życzy nam dobrze. Jednak nasza reakcja nie zawsze będzie adekwatna do tego jak nas ta druga osoba widzi i traktuje. Możemy np. zacząć podważać intencje tej osoby, podejrzewać, że jej wsparcie wcale nie jest szczere, że ona udaje, no bo przecież… jak to możliwe, by ktoś mógłby nas tak prawdziwie i szczerze pokochać? To jest właśnie wynik tych sprzeczności, niepoukładanych emocji i częściowego zamknięcia na czucie tego co w nas i w innych jest zwyczajnie dobre.
Na szczęście nie wszystko jest czarno – białe i często nawet mimo tych podświadomych oporów i wątpliwości i tak decydujemy się zaprosić taką wspierającą osobę do swojego życia. A więc mimo obciążeń, możemy zdecydować, by w ramach nauki dla siebie i swojej podświadomości, zwyczajnie tej relacji zaufać. I wtedy – jeśli relacja rzeczywiście jest harmonijna albo ma na tę harmonię potencjał, a Wy tego od razu nie odrzucicie – zaczną się dziać w Waszym wnętrzu prawdziwe cuda.
Harmonijna relacja, nawet jeśli jej potencjał nie jest jeszcze w pełni rozwinięty i porusza w nas różne niewygodne rzeczy, jest jak winda podnosząca nas w górę. Mimo konfrontacji, ostatecznie zawsze sprawia, że mamy w sobie więcej entuzjazmu, radości i chęci do życia. Wsparcie w takiej relacji zawsze jest obopólne, a wchodzenie w trudne tematy, nie musi być żadnym ciężarem, bo nie dość, że dajecie sobie prawo do swoich niedoskonałości, to jeszcze nie macie parcia, aby ta druga strona jak najszybciej coś w sobie zmieniła. W zamian jest za to dużo zrozumienia, choć nie chodzi też o to, by wzajemnie nakręcać się w negatywach. Jest to zrozumienie pozwalające wyrazić nam swoje obawy i problemy, ale pełne jest też inspiracji, które pomagają nam podejść do tych problemów z nieco innej, może lepszej, korzystniejszej perspektywy. Nie trzeba mieć tutaj wielkich wglądów czy umiejętności – wystarczy tak naprawdę zwykła, szczera empatia i chęć wsparcia – takiego z serca. Bliska osoba skorzysta sobie z tych wskazówek na tyle ile będzie otwarta, więc jeśli nie zrobi tego od razu, zawsze może to w niej zakiełkować w przyszłości. Taka wzajemna akceptacja i zaufanie do siebie sprawia, że relacja bardzo się wzmacnia, ale jednocześnie też w zdrowy sposób poluźnia – a mam tu na myśli wolność od przymusów i tych niezdrowych zobowiązań wobec siebie (co jest fajnym gruntem do rozwoju).
Fajne jest to, że kiedy dajecie sobie nawzajem tą przestrzeń, jednocześnie czujecie, że jesteście sobie tak naprawdę potrzebni – bo lubicie siebie, lubicie spędzać ze sobą czas, lubicie się wspierać i jest Wam razem po prostu dobrze i po drodze. Dlatego to wcale się ze sobą nie wyklucza. Czujemy, że ta osoba jest dla nas po prostu ważna. A skoro jest ważna, to też chcemy traktować ją z szacunkiem, dzięki któremu ona nie czuje się w takiej relacji osaczona. I tak we wzajemnej miłości i wsparciu, mamy coraz więcej chęci, by dzielić się sobą z drugim człowiekiem. W ten sposób wspólnie sobie wzrastacie.
Najlepsze w tym wszystkim jest też to, że oboje nie musicie być idealni, aby tworzyć taką relację. Oboje macie prawo posiadać swoje słabości i swoje wady. Liczy się tylko to, jak Wy podchodzicie do tej relacji i co zamierzacie z nią zrobić i jak zamierzacie się wzajemnie traktować. Jeśli Waszym tematem przewodnim będzie zrozumienie, wsparcie i miłość, to mimo braku (Boskiej) idealności, nic nie stanie Wam na przeszkodzie, aby z wzajemną pomocą wspólnie i w swoim czasie do niej wzrastać.