Artykuły, Ćwiczenia

Metoda najgorszego scenariusza – na czym polega?

W psychologii znana jest metoda radzenia sobie z lękami i stresem, polegająca na wyobrażeniu sobie najgorszego scenariusza w sytuacjach, które nas przerastają. Kilka razy ją stosowałam i rzeczywiście mi pomogła. Nie jest to jednak ćwiczenie dla każdego, nie na każdym etapie. Nie polecam go przede wszystkim osobom, które mają tendencję do nakręcania się w czarnych wizjach albo cierpią na ataki paniki. Ćwiczenie ma zastosowanie tylko i wyłącznie terapeutyczne i należy podejść do niego z odpowiednią świadomością. Dlatego dzisiaj dokładnie opiszę jego istotę na przykładach.

Cała technika opiera się głównie na świadomej konfrontacji ze swoimi lękami, nawet tymi najbardziej abstrakcyjnymi oraz ostatecznym uświadomieniu sobie, z perspektywy obserwatora, jaki ten lęk REALNIE ma sens, jaką skalę i wartość w stosunku do całości naszego życia (ale też ogólnie w sytuacji, która nas przerasta). Nie ma to żadnego związku z czarnowidztwem czy nakręcaniem się w negatywnych myślach – my te myśli tylko obserwujemy, ale nie traktujemy ich tak, jakby były faktami. No bo nimi nie są 🙂. Nie możemy traktować wszystkich swoich myśli i emocji, jako potwierdzenie tego, co ma się wydarzyć, gdyż tak naprawdę nie wiemy co się wydarzy. Nasze myśli i emocje nie są tutaj żadnym wyznacznikiem.

Owszem, jakość naszych myśli ma wpływ na naszą rzeczywistość, ale nie wszystkie myśli się materializują. Większość naszych lęków i czarnych wizji tak naprawdę nie ma pokrycia w rzeczywistości, bo pozostają one tylko w sferze naszych emocji i wyobrażeń. Poza tym, nawet jeśli nasze lęki mają wpływ na to, co nas spotyka, to najczęściej materializuje się to w zupełnie inny sposób niż my tego oczekujemy. Nasz umysł posługuje się silnymi mechanizmami przetrwania, z powodu których podświadomie oczekujemy i boimy się najgorszych katastrof. Tymczasem w praktyce najczęściej okazuje się, że żadna katastrofa nie następuje – Twojemu życiu nic poważnego realnie nie zagraża a świat wcale się nie kończy. Pojawiła się tylko jakaś trudność, problem, z którym praktycznie jesteś w stanie sobie na swój sposób poradzić, a już na pewno go przetrwać. Taka świadomość uspokaja nasze nerwy i rozluźnia potrzebę podtrzymywania napięcia i zasilania instynktu przetrwania. Przejdźmy do ćwiczenia i przykładów, aby lepiej to zrozumieć.

Wyobraź sobie możliwie najgorszy scenariusz, który według Ciebie mógłby się wydarzyć w związku z tym, co Cię stresuje czy wywołuje w Tobie ten lęk. Co NAJGORSZEGO mogłoby się wydarzyć w tej sytuacji? Może być nawet abstrakcyjnie – im bardziej abstrakcyjny lęk, tym łatwiej go podważyć, a nawet wyśmiać gdy dopuścisz go do swojej świadomości 🙂.

Przykładowo – czujesz lęk i ścisk w żołądku, bo nie zrobiłeś jakiegoś zadania na czas do pracy, a więc obawiasz się konsekwencji. Pierwsze myśli, które się pojawią mogą wyglądać tak: „skompromituję się”, „boję się, że dostanę ochrzan albo jakąś karę”, „szef będzie na mnie zły”, „zespół się na mnie zawiedzie”, „klient nie będzie zadowolony”, „nie dostanę podwyżki”. Ostatecznym, najgorszym scenariuszem może być np. myśl, że wywalą Cię z pracy i zostaniesz bez źródła dochodu. Podświadomy umysł zaczyna generować lęki, które wewnętrznie krzyczą – „stracisz pracę i nie przetrwasz tego…”, w domyśle – „zginiesz!”, „nie poradzisz sobie”, „będzie katastrofa”.

Kiedy już wypowiesz na głos albo wypiszesz wszystkie swoje możliwe obawy, pomyśl o tych konsekwencjach na trzeźwo i przytomnie (czyli na chłodno, bez emocji, świadomie, w roli obserwatora) i przyrównaj ich perspektywę do całego Twojego życia – czy to czego się boisz Cię zabije? Nawet jeśli ostateczny scenariusz miałby się spełnić, to czy świat się skończy i już nigdy nie będziesz mógł podjąć innej pracy? No nie. Realny scenariusz będzie taki, że nawet jeśli poniesiesz konsekwencję swojego czynu, to jednak prędzej czy później rozejdzie się to po kościach i będziesz dalej żył swoim życiem, tak jak robiłeś to wcześniej. Minie tydzień, miesiąc, rok… i ta sytuacja w pracy, która tak bardzo Cię stresowała nie będzie miała już żadnego znaczenia. Poza tym – istnieje duże prawdopodobieństwo, że Twoje obawy w ogóle się nie spełnią. Może okaże się, że inni też się nie wyrobili, bo mieliście bardzo intensywny czas w pracy i termin zadania zostanie przełożony. Może tak naprawdę nie będzie żadnych konsekwencji? A może masz wyrozumiałego szefa, który przymknie oko, bo wie, że jesteś dobrym pracownikiem i nawet mu nie w głowie Cię karać – ale oczekujesz tego, z powodu jakichś podświadomych oczekiwań, bo w przeszłości często byłeś karany? W ten sposób konfrontując się ze swoimi największymi lękami i obawami, zaczynamy odczuwać ulgę, bo świadomie zaczynamy też zdawać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę… nic tak strasznego się nie dzieje i nigdy nie jest to coś, z czym mielibyśmy sobie nie poradzić.

Ty tak naprawdę nie wiesz co się wydarzy. Po co więc zasilać daną przestrzeń energią strachu, skoro można pomyśleć o niej bardziej neutralnie (co ma być to będzie, poradzę sobie) albo pozytywnie (kurczę, miałem prawo się nie wyrobić – mogę poczuć się z tym w porządku… Innym przecież też zdarzało się spóźniać z zadaniami i nic złego z tego powodu ich nie spotkało, mnie też nie musi. Wszystko ułoży się tak, że na pewno sobie poradzę).

Wracając do najczarniejszego scenariusza, czyli w tym wypadku lęku przed utratą pracy. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to straszne, ale jeśli się nad tym zastanowisz, to wcale takie nie jest. Przede wszystkim, znów – nawet jeśli wywalą Cię z roboty, to Twój świat i Twoje życie na tym się nie skończy. ZAWSZE są jakieś inne możliwości. Prędzej czy później znajdziesz inną pracę. Poradzisz sobie i tak też wygląda Twoje życie – zawsze sobie jakoś radziłeś. Możesz co najwyżej popracować nad tym, by radzić sobie coraz lepiej i lżej. Ale nawet z tym jak funkcjonujesz tu i teraz nie jesteś w stanie zginąć i myślę, że dobrze o tym wiesz, bez względu na to, jakie lęki Cię nawiedzają.

Możesz też rozważyć tę sytuację w ten sposób – jeśli rzeczywiście mieliby wywalić Cię z pracy z powodu jednego błędu, to znaczy, że to zdecydowanie nie była dobra praca dla Ciebie. Przecież w normalnym, zdrowym miejscu pracy nigdy nie wyrzuca się dobrego pracownika tak po prostu, bo popełnił jakiś błąd. Jeśli pojawi się problem, to będziecie rozmawiać, a w rozmowie zawsze możesz przedstawić swoją perspektywę. Dobry i wyrozumiały szef Cię wysłucha. Jeśli więc miałbyś zostać wyrzucony z hukiem z powodu uzasadnionego opóźnienia, to raczej wnioski nasuwają się same. Lepiej dla Ciebie, jeśli poszukasz sobie nowego miejsca, w którym będziesz przede wszystkim traktowany z szacunkiem – a to podstawa każdego miejsca pracy.

A jeśli masz sobie coś więcej do zarzucenia, bo olewasz swoją pracę i z różnych powodów nie dbasz o swoje obowiązki, to może czas spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że to nie jest praca dla Ciebie. Może jest to praca, która na ten moment Cię przerasta i powinieneś na jakiś czas od niej odpocząć i zmienić na mniej wymagającą. Albo zastanowić się nad zmianą swojego stosunku do niej i do obowiązków, które wykonujesz. Może potrzebujesz ogólnie oczyścić swój stosunek do swoich działań i nastawień do pracy? To już zależy gdzie tkwi przyczyna Twoich niepowodzeń.

Na koniec chciałabym jeszcze podzielić się z Wami małą anegdotką z mojego życia. Już kiedyś opisywałam jak poradziłam sobie z lękiem przed wizytami u lekarzy i dentystów, bo od dzieciństwa miałam z tym duży problem. Ale nie wspominałam, że stosowałam też metodę najczarniejszego scenariusza. Pomógł mi w tym mój partner, który po długiej rozmowie ze mną obrócił całą sytuację w żart i bardzo to do mnie wtedy trafiło. Powiedział: „a co Ci ten dentysta może zrobić najgorszego… urwie Ci głowę?”. Wtedy po raz pierwszy w tej sytuacji się zaśmiałam, bo wizja tego, że miałabym stracić głowę z powodu zabiegu dentystycznego stała się tak abstrakcyjna, że aż zabawna. A mój lęk rzeczywiście był tak silny, że spokojnie odpowiadałby lękowi przed utratą głowy i makabryczną śmiercią na fotelu dentystycznym 😃. „No rzeczywiście” – pomyślałam – „przecież nie zginę, a to co może zadziać się w najgorszym wypadku, to jakiś ból czy dyskomfort… A to przecież nie jest coś, czego nie byłabym w stanie przetrwać”. Ostatecznie wizyta skończyła się całkowicie bezboleśnie, a że trafiłam na bardzo opiekuńczą i wspierającą dentystkę nie musiałam się zupełnie niczego obawiać. Nigdy nie byłam tak zrelaksowana na fotelu dentystycznym – i tak już pozostało. Ostatecznie okazało się więc, że cały wcześniejszy stres był mi zupełnie niepotrzebny.

Podtrzymywanie lęków i nakręcanie się w stresie może Cię bardzo powoli, ale skutecznie wykończyć psychicznie i fizycznie, ale wszystkie te rzeczy, których panicznie się boisz i przed którymi się bronisz – nie. Na tym polega cały paradoks. Boimy się zniszczenia i katastrofy, a tak naprawdę to my sami niszczymy się wewnętrznie poprzez ciągły stres i napięcia.

W powyższym ćwiczeniu chodzi tak naprawdę o zmianę perspektywy a raczej jej poszerzenie. Zobaczenie co jest poza naszym lękiem i że to, czego się boimy wcale nie jest tak straszne, jak nam się wydaje. A także zauważenie, że to ten lęk, który w sobie podtrzymujemy powoduje w nas więcej szkód niż jakiekolwiek wydarzenie czy problem, który staramy się rozwiązać. To jest też świetne ćwiczenie na to, by uczyć się dawać sobie wsparcie i moc trzeźwego myślenia w trudnych i stresujących sytuacjach. Warto te wskazówki przemyśleć i zastosować w praktyce.