Artykuły

Pułapka podążania za niewłaściwymi odczuciami

To co czujemy nie zawsze ma związek z tym, co jest dla nas najlepsze i nie zawsze są to Najwyższe Uczucia. Często czujemy i słyszymy w sobie głos nieuzdrowionych emocji, wewnętrznych zranień, negatywnych oczekiwań i intencji względem siebie oraz niekorzystnych wyobrażeń odnośnie tego, co powinniśmy realizować. Wszystkie pułapki naszego umysłu – wszelkiego rodzaju sabotaże i mechanizmy powstrzymujące nas przed sięganiem po to, co realnie jest dla nas dobre – potrafią działać z taką siłą i sprytem, że sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to one są przyczyną naszych problemów. Nasz umysł wierzy w ich rolę tak bardzo, że zamierza nie dość, że je podtrzymywać, to jeszcze dążyć do materializowania ich skutków w życiu.

Chciałabym omówić dwa przypadki wpadania w pułapkę podążania za niewłaściwymi odczuciami. Pierwsza to wtedy kiedy postrzegamy wszelkie negatywne odczucia i wyobrażenia jako prawdę objawioną i prawdziwą, nieodłączną część naszego jestestwa. Nie raz słyszałam od ludzi słowa: „skoro ja tak czuję (że jestem bezwartościowy, głupi, brzydki), to znaczy, że to musi być prawda o mnie”. Cóż, kiedyś również całą sobą CZUŁAM, że jestem do dupy, że nic nie znaczę, że nic nie potrafię, że do niczego się nie nadaję, aż wreszcie, że moje życie nie ma sensu. Ale czy to była cała prawda o mnie? Czy w ogóle była to prawda? Czy to, co wtedy czułam oznaczało, że powinnam się poddać? Zrezygnować z siebie i skreślić swoje marzenia? Usunąć się w cień i nigdy z niego nie wychodzić? A skoro nic nie miało sensu, to odebrać sobie życie? Czy byłam aż tak bezwartościowa, że moje życie nie miało żadnej wartości? Oczywiście, że nie.

Możecie podobne pytanie zadać sobie w każdej sytuacji, kiedy upieracie się przy autentyczności negatywnych odczuć na swój temat. Oczywiście – można stwierdzić, że sama emocja i myśl są prawdziwe, bo je odczuwasz w sobie i nadajesz im jakąś wartość. Jednak z duchowego i Boskiego punktu widzenia, Ty zawsze masz w sobie potencjał Boskiej wartości i doskonałości – jakichkolwiek nie miałbyś w sobie jeszcze wad i ograniczeń. To oznacza, że nigdy nie jest z Tobą tak źle, jak Ci się wydaje. Zawsze jest lepiej, dużo, duuużo lepiej niż podpowiadają Ci negatywne emocje. Prawda o Tobie będzie więc zawsze pozytywna, będzie wiązała się z dobrem i przyjemnymi odczuciami. W rozwoju duchowym chodzi o to, by tę Prawdę w sobie odkrywać. Uwalniać i uzdrawiać to, co z nią nie współgra. Naprawiać narobione szkody i błędy, by stawiać nowe, stabilne, zdrowe i korzystne dla siebie i innych fundamenty. To, co kryje się pod emocjami, traumami, kompleksami i problemami zawsze jest z pewnością bliższe Prawdy o nas, niż same w sobie, sztucznie wyobrażenia i odczucia.

W powyższym przypadku raczej zdajemy sobie sprawę z tego, że nasze wyobrażenia są negatywne, ale trzymamy się ich z powodu braku świadomości, że możemy pomyśleć o sobie inaczej. Druga pułapka dotyczy z kolei sytuacji, kiedy wydaje nam się, że podążamy już za pozytywnymi uczuciami, ale stoją za nimi jeszcze nieuzdrowione, ukryte przez nas emocje i wyobrażenia. To też jest podążanie za fałszywymi odczuciami, ale takimi, które w jakiś sposób sprawiają, że wierzymy w ich pozytywny sens i celowość, kiedy tak naprawdę nie są one dla nas najkorzystniejsze.

Rzecz w tym, że kiedy mamy w sobie jeszcze dużo pomieszania i dopiero uczymy się bliskiego kontaktu ze sobą, za bardzo wybiegamy naprzód z tym, co się w nas pojawia. Zaczyna się ekscytacja, bo odkrywamy w sobie wiele dobrych uczuć, ale czasami zdarza nam się tym wszystkim zachłysnąć – traktując wszystkie możliwe myśli i odczucia, które z nas wychodzą (np. podczas medytacji) jako „Boski głos naszego serca”. Przypomina to trochę cukierkową wizję, kiedy każda możliwa podpowiedź, którą usłyszymy w swoim umyśle, jest na pewno głosem Boga. Niezła wymówka dla podświadomości, żeby realizować ograniczające wzorce za osłonką Boskiego „przyzwolenia” 😉. Takim ludziom często przychodzi mówienie tekstów: „ale ja robię wszystko, ja już wszystko wiem i czuję, tylko nie mam tych cholernych efektów”.

Niestety – najpierw wmawiamy sobie, że kierujemy się naszym Sercem (czy też Intuicją), a później doświadczamy rozczarowania – bo przecież przeczytaliśmy gdzieś, że jeśli zaczniemy kierować się sercem to osiągniemy wiele, więc ciśniemy na siłę, wbrew sobie i wbrew naszej otwartości. A potem osiągamy niewiele albo nawet zauważamy jakieś pogorszenie w samopoczuciu czy w warunkach życia. Świadczy to o niczym innym jak o nieczystości naszych intencji do siebie, do realizacji naszych celów jak i do samego rozwoju. W ten sposób realizujemy różne podświadome programy, które sabotują nasze działania i skutecznie dążymy do tego, byśmy nie osiągnęli celów, które świadomie chcielibyśmy realizować. To jest przy okazji świetny przykład na to, jak Serce NIE DZIAŁA. To właśnie efekty są dobrym weryfikatorem tego czy rzeczywiście kierujemy się Miłością czy też nie.

Pozwalanie, by Miłość nas prowadziła jest w rozwoju i ogólnie w życiu bardzo ważne, ale pod warunkiem, że jest to rzeczywiście Miłość. Prawdziwa Miłość przede wszystkim nigdy nie jest w stanie w jakikolwiek sposób Ci zaszkodzić. Może poprowadzić Cię w kierunku pełnym wyzwań i konfrontacji, które same w sobie nie będą przyjemne, ale każde uwolnienie od negatywnych wzorców funkcjonowania ostatecznie doprowadzi Cię do realizacji tego, co jest dla Ciebie najlepsze. Miłość ma tak wielką moc, że porusza w nas to, co wymaga uzdrowienia, ale właśnie dzięki temu możemy się od tych problemów uwolnić.

Aby więc zweryfikować czy kierujemy się Sercem musimy też spojrzeć na nasze działania długoterminowo. Chwilowe pogorszenie samopoczucia nie jest niczym złym czy nienormalnym w rozwoju. Wręcz przeciwnie – kiedy „wywala”, to znaczy, że poruszasz w sobie coś bardzo ważnego, a więc tym bardziej warto się tym zajmować. Nie oznacza to jednak, że te negatywne emocje mają być na dłuższą metę jedyną rzeczą, która Cię spotyka. Jeśli więc zauważysz, że Twoje „kierowanie się Sercem” na dłuższą metę sprawia więcej szkód niż pożytku, warto się zastanowić czy rzeczywiście kierujesz się nim czy raczej podświadomymi programami, którymi należałoby się zająć.

To wszystko najczęściej wynika z błędów, jakie popełniamy w pracy nad sobą – głównie ze zwyczajnej ucieczki przed praktyką oraz z powodu nieszczerości wobec siebie (z takim łudzeniem się, że „przecież coś robię”, gdy tak naprawdę w ogóle się w tą pracę nie angażuję). Jeśli czujesz, że tak masz, nie załamuj się. Myślę, że wiele osób ma z tym problem, ale na szczęście można to sobie mądrze poukładać, wystarczy odrobina chęci. Nasze emocje i wierzenia potrafią nas mocno zmylić i to jest dość powszechne zjawisko, na wielu etapach rozwoju. Dlatego warto podejść do nich z pewną uważnością i starać się pogłębiać kontakt ze swoimi uczuciami, by łatwiej było je rozpoznawać i oddzielać od emocji i negatywnych programów. Można to zrobić praktykując medytację, modlitwy czy np. kontemplację poszczególnych czakr i cech urzeczywistnienia. Korzystaj też z różnych metod i form pracy z podświadomością oraz emocjami, by oczyścić się z negatywnych i ograniczających programów, a także ucz się przyswajać tą dobrą, pozytywną i najkorzystniejszą dla Ciebie wizję siebie i swojego życia.

Nie bój się też zapytać o radę kogoś bardziej doświadczonego albo po prostu osobę, która ma zwyczajnie czysty, neutralny stosunek do Twojej sprawy i z boku będzie mogła ją ocenić chłodnym okiem. Taka opinia może być bardzo cenna i pomocna, dając nam możliwość rozważenia słuszności drogi, którą obieramy. Jeśli jednak nie znasz osoby, której mógłbyś w pełni zaufać i mieć pewność co do czystości jej intencji, możesz poprosić o pomoc Boga i pomodlić się o najlepsze rozwiązania w modlitwie. Wyrażenie szczerej chęci i gotowości na przyjęcie rozwiązań skutecznie wspiera w dostrzeżeniu tego jakimi odczuciami najlepiej jest się kierować w danej sprawie. Jeśli chcesz otrzymać wsparcie poprzez drugą osobę, możesz poprosić o przyciągnięcie takiej duszy, która odpowiednio Cię zainspiruje.