Inspiracje

Bezpieczeństwo finansowe – garść przemyśleń z modlitwy grupowej

W ostatnim tygodniu odbyła się nasza wspólna, trzydniowa modlitwa dotycząca bezpieczeństwa finansowego. Otwieraliśmy się na świadomość i czucie doświadczania stabilności, bezpieczeństwa i dostatku w temacie pieniędzy i pracy. Uwalnialiśmy się od wszelkich lęków i negatywnych wyobrażeń na temat zarabiania, tak byśmy mogli czuć się pod tym kątem bezpieczni, ale także spełnieni. Życzyliśmy sobie nawzajem otwartości na przepływ bogactwa materialnego i towarzyszących jej spokojnych, przyjemnych uczuć.

Po każdym duchowym spotkaniu dzieliłam się na facebooku swoimi przemyśleniami. Pomyślałam, że warto będzie zachować je również na blogu, szczególnie, że komentarze pod postami z czasem odchodzą w zapomnienie :). Tutaj jest większa szansa na to, że ktoś sobie te przemyślenia przeczyta i może się zainspiruje.

Dzień pierwszy modlitwy: „Dzisiaj stworzyły się u mnie ciekawe warunki, bo na naszym osiedlu nie włączyli jeszcze ogrzewania i dziś w mieszkaniu zrobiło się naprawdę zimno :D. Modliłam się i marzły mi ręce – i od razu przypomniałam sobie jak mieszkałam jeszcze z rodzicami w starej kamienicy, gdzie paliliśmy w piecach kaflowych, nie mieliśmy ciepłej wody, a kiedy pieniędzy nie było to nawet i prądu, czy gazu. Przypomniałam sobie jak siedziałam cała opatulona, w szalu i rękawiczkach, odrabiając lekcje przy świecy. Pamiętam, że kiedyś na warsztatach, zapytana o to, za co jestem najbardziej wdzięczna, bez wahania odpowiedziałam, że za ciepło w domu, za jedzenie i ciepłą wodę. To były pierwsze rzeczy, które mi się nasuwały. U mnie więc lęki o warunki materialne, przetrwanie i finanse były bardzo duże. I choć dziś mam własną firmę, z której bez problemu się utrzymuję, to jeszcze potrafią mnie czasem złapać różne obawy, czy zaraz to wszystko się nie skończy i czy znów zostanę z niczym. Choć realnie nic tego nie zapowiada, a ja sama widzę, że na przestrzeni czasu idę coraz bardziej do przodu i nawet czuję, że będzie tylko lepiej, to jednak lęki powracają co jakiś czas.

Pomodliłam się i w trakcie przyszło do mnie ciekawe i przyjemne uczucie… zaufania. Zaufania do Boga, że zaopiekuje się mną, że mnie poprowadzi i nie pozwoli, bym miała sobie nie poradzić. Za tym zaufaniem poszło takie ciepłe uczucie na sercu, a potem wylewające się w dół do splotu, a potem aż do podstawy. Czułam jak rozpuszczają się napięcia (i zapomniałam już, że było mi zimno). Przyszło więcej spokoju. Poczułam też w uczuciach coś takiego (chyba z perspektywy wewnętrznego dziecka): „tata się mną zajmie, ja się nie muszę o nic martwić”… To poczułam w kontekście Boga oczywiście i zaufania, że się mną zajmie, że mnie ochroni i mnie wesprze :). Oczywiście nie chodzi mi tutaj o bycie nieporadnym, zależnym od rodziców dzieckiem, ale o Dziecko Boga, które jest dojrzałe i zaradne, ale jednocześnie nie działa całkiem samo, tylko w oparciu o Boskie Wsparcie, Boską Miłość i Doskonałość. Ciekawe :).

Podświadomość zaczęła mi snuć różne skojarzenia, bo u mnie w domu rodzinnym to tata był osobą stwarzającą największe problemy, jeśli chodzi o zarabianie, bo albo przepijał wypłaty, albo tracił pracę z powodu picia. Uświadomiłam sobie, że zakodowało się we mnie takie przekonanie, że jeśli nie dostanę (utrzymania, opieki, bezpieczeństwa) od taty, to stabilności i bezpieczeństwa nigdy tak w pełni nie doświadczę. Jakby moja podświadomość miała takie oczekiwania wobec taty ciągle i z tego powodu nie pozwalała sobie sięgać po więcej od świata i Boga. Dlatego też trudno mi było w pełni zaufać Bogu i jego opiece. „Skoro mój własny ojciec nie był w stanie mi zapewnić bezpieczeństwa, to dlaczego Bóg by miał…”;).

Teraz już wiem, skąd w podświadomości takie skojarzenia – tata mówił, że jestem jego ukochanym dzieckiem, a jednak nie potrafił mi zapewnić stabilnych i bezpiecznych warunków życia. Skupiłam się więc na tym uczuciu, że ja jako Ukochane Dziecko Boga mogę korzystać z tego co Bóg dla mnie ma, że On może mi to wszystko dać i On nie będzie miał z tym problemu, bo… ma większą Moc, niż pijany ojciec…

Poczułam taką moc, że chyba ta część wewnętrznego dziecka zaczęła mi się uzdrawiać :). I poczułam, że ja przecież nie jestem już dzieckiem – jestem zaradną, dobrze prosperującą kobietą i moje możliwości zarabiania mogą cały czas wrastać, a ja mogę je przyjmować. Mogę być na każdym kroku wspierana przez innych ludzi i przez Boga i mogę cały czas z tego wsparcia korzystać… Szczególnie w kontekście zarabiania pieniędzy. Jestem bezpieczna. I mogę być bezpieczna zawsze :).

Pomodliłam się o oczyszczenie też Waszych emocji, przeszkód i intencji. Poprosiłam Boga, by pokazał nam na jak wiele możemy się otworzyć, na jak wiele zasługujemy i żeby poprowadził nas do tego”.

Dzień drugi modlitwy. „Pomyślałam sobie, że przez dużą większość życia czułam się kompletnie bezwartościowa. Czułam się jak śmieć, jak gówno – nic nie warte dla tego świata. W najgorszych momentach życia zawsze zastanawiałam się, jakby to było, gdybym po prostu zniknęła i czy to w ogóle zrobiłoby światu jakąkolwiek różnicę. Przez ostatnie lata otwieram się na poczucie, że to co robię, co oferuję światu i to jaka jestem – jest cenne i wartościowe. To uczucie cały czas się pogłębia, bo co jakiś czas natrafiam na różne ograniczenia, które nie pozwalają mi poczuć tego w pełni – odbudowywanie zdrowej, stabilnej samooceny to długi proces. Dziś podczas modlitwy całym sercem poczułam naszą wartość, że każdy z nas – jakikolwiek jest i czymkolwiek się zajmuje – jest potrzebny, jest cenny i wartościowy dla świata. A gdy czujemy się cenni i wartościowi, to świat odpowiada nam tym samym – obdarowując nas, tym na co w całej tej naszej wartości zasługujemy. Przy okazji ostatniej modlitwy ten temat poruszyła Marzenka, za co jej dziękuję. Dało mi to do myślenia i przez ostatnie dwa dni temat układał się w mojej głowie.

Choć świadomie to wszystko wiem, to jednak dziś podczas modlitwy bardzo mocno poczułam w sobie, że moja działalność jest naprawdę wspaniała, potrzebna, cenna i wartościowa. Czuję, że ona naprawdę wnosi tak wiele dobrego do świata – dlatego otrzymuję wiele wsparcia i opieki w tym co robię. A to dlatego, że Bóg zawsze dba o to, żebym mogła robić to, co jest najlepsze dla mnie i dla innych. Więc wspiera mnie i moją prosperitę, tak bym mogła dobrze zarabiać i czuć się bezpiecznie. Wystarczy, że pozwalam sobie to przyjmować. Wystarczy, że pozwalam sobie poczuć, że zasługuję… Że taka jaka jestem, mogę sobie na to pozwolić i z tego korzystać. Istotą jest pozwolenie sobie na bycie sobą w tym wszystkim i dostrzeżenie jak wiele jako JA, mam temu światu do zaoferowania. I że korzystając właśnie ze źródła tej wartości najwięcej od świata dostanę.

Skupiłam się na każdym z Was i poprosiłam o oczyszczenie wszystkich Waszych intencji i ograniczeń w temacie i poprowadzenie w odpowiednim kierunku, w zgodzie z Najwyższym Dobrem. Zrobiłam taką wizualizację podczas której spływał na nas strumień obfitości i poczułam w tym wszystkim, że każde z nas jest na tyle wartościowe, na swój własny sposób wyjątkowe i kochane przez Boga, że na tą obfitość zasługuje :). Poczułam dużo tej miłości, no i obfitości właśnie. W połączeniu z zaufaniem jakie ostatnio kontempluję dało to bardzo fajny, mocny i przyjemny efekt w moim sercu :). Mam nadzieję, że też coś miłego poczuliście. Niech Wam się darzy :)”.

Ciekawe afirmacje, które zostały wymienione w rozmowie o poczuciu pożyteczności wobec świata – „Ja, … dostrzegam, że jestem cenna i pożyteczna dla świata” i „Ja, … dostrzegam wartość jaką mogę zaoferować światu”. Dostrzeżenie swojej wartości i otwieranie się na świadomość tego, co potencjalnie jesteśmy w stanie zaoferować światu, to jest pierwszy krok. Potem z czasem otwieramy się na poczucie, że świat chce nas doceniać i odwdzięczać się za wartość, którą sami w sobie czujemy.

Dzień trzeci modlitwy. Ten tydzień fajnie mi ruszył pod kątem bogactwa finansowego, bo mimo emocji, jakie pojawiły się na początku, czułam, że coś się we mnie otwiera. Poczułam, że mam prawo sięgać po więcej i że zasługuję na to. Mogę być obdarowywana przez świat i dosłownie obsypywana pieniędzmi :)). I rzeczywiście ostatnio spotykam się z taką fajną, zdrową hojnością u ludzi – prosto z serca, którzy płacą z nadwyżką właśnie z wdzięczności za pomoc i z takiej sympatii do mnie. To jest bardzo miłe i choć czasem się jeszcze krępuję w takich sytuacjach i zdarza mi się stawiać lekki opór, że nie trzeba, to jednak staram się poczuć sercem, że przecież – nie ma nic złego w tym, kiedy ktoś mnie docenia i hojnie obdarowuje. Jeśli ma na to ochotę, to ja mogę to przyjmować z sercem i mogę się z tym czuć cudownie :). I rzeczywiście, w takich sytuacjach zawsze czuję miłe i ciepłe uczucie na sercu.

Co ciekawe jakiś czas temu (jeszcze przed modlitwą) odreagowałam pewne wzorce ukrywania swojego potencjału i takiej nadmiernej skromności – żeby przypadkiem ego mi się nie rozrosło, a moja podświadomość po przeróżnych traumach bardzo się tego boi. Wiem, że mogłabym wykorzystać mój potencjał nawet jeszcze bardziej i z mocą kreacji jaką mam, mogłabym działać na dużo szerszą skalę, ale sobie nie pozwalam. Podczas modlitwy, poczułam, że mogę. I to było naprawdę wspaniałe uczucie. Już wcześniej zdarzało mi się poczuć to w medytacji. I za każdym razem, mam wrażenie, że to jest taki zwiastun tego, na co jeszcze się otworzę :). W każdym razie to była dla mnie też ciekawa inspiracja do modlitwy i dziś pomodliłam się również o uwolnienie potencjału każdego z nas – aby każdy mógł dostrzec jak wiele ma możliwości, talentów i potencjału do tego, by otwierać się na to co przynosi wiele korzyści, również w postaci dostatku, bogactwa i hojności ze strony innych ludzi, Boga i tego świata. Im bardziej uwalniamy ten swój potencjał, tym bardziej świat chce nas obdarowywać”.

Jeśli chcecie brać udział we wspólnych modlitwach, być na bieżąco i śledzić rozmowy toczące się w wydarzeniu – zapraszam Was na fanpage . Śmiało możecie podsyłać mi propozycje tematów do wspólnych modlitw i przyłączyć się do wspólnej pracy nad sobą. Przytulam!