Doświadczając silnych lęków przed światem i niskiego poczucia własnej wartości zdarza się, że w swoich działaniach opieramy się na innych ludziach – takich, których uznajemy za silniejszych, mądrzejszych, bardziej ogarniętych i pod wieloma względami lepiej radzących sobie od nas. Wtedy każde istotne działanie zaczyna być podporządkowane opinii tej drugiej osoby. Zaczynamy zastanawiać się, czy zrobiliśmy albo powiedzieliśmy coś dobrze, bo może on – nasz wybawca zrobiłby to lepiej, mądrzej, rozsądniej. Zaczynamy pielęgnować w sobie poczucie, że nigdy nie będziemy dość dobrzy, żyjąc w cieniu tej drugiej, mądrzejszej i bardziej ogarniętej osoby. W ten sposób nie dajemy sobie nawet szansy na to, żeby poczuć tę swoją wartość i wykorzystać swój potencjał w pełni. To nie oznacza, że realnie jesteśmy od kogoś gorsi – to my sami stawiamy siebie i innych ludzi właśnie w takich rolach.
Tego typu schematy często odtwarzają się w związkach partnerskich, ale również w przyjaźniach, czy rodzinach. Często bywa, że ta osoba, która stanowi tak wielki autorytet dla ofiary – sama ma w sobie coś z ofiary, która pozwala za bardzo wchodzić sobie na głowę. Z tego powodu zaczyna się frustrować i buntować przeciwko tej roli, bo to nigdy nie jest przyjemnie, kiedy ktoś się na nas uwiesza. Jednak wybawiciel mimo sprzecznych intencji, dalej będzie w to brnął, bo on również ma tutaj swoje do odegrania. On poprzez taką postawę będzie próbował zamaskować własne braki w samoocenie i podbudować swoje ego, chcąc przy okazji poczuć się potrzebnym, ważnym, zaradnym, czy mądrzejszym – nawet bardziej, niż jest w rzeczywistości.
Aby było jasne – kroczenie śladami innych na początku drogi może być swojego rodzaju wybawieniem, szczególnie kiedy druga osoba świeci dla nas naprawdę dobrym przykładem, a my chętnie się od niej uczymy. No i kiedy rzeczywiście jest to przez pewien czas tylko podążanie, a nie uwieszanie się na niej. Nie ma przecież nic złego z korzystania z czyjejś pomocy, tym bardziej kiedy ta druga osoba sama wyciąga do nas rękę… Problem pojawia się wtedy, kiedy próbując wydostać się z dołka zamiast złapać za pomocną dłoń i puścić ją w odpowiednim momencie, od razu łapiemy się kurczowo tej osoby i nie puszczamy, mimo że już dawno jesteśmy w stanie chodzić o własnych siłach.
W takich przypadkach często mamy do czynienia z uzależnieniem oraz głęboko skrywanym poczuciem bezradności, które uaktywnia się w momentach, gdy druga osoba zaczyna się od nas oddalać, albo buntować, wychodząc z wyznaczonej roli. Okazuje się, że to ona stwarza nam azyl poczucia bezpieczeństwa i wartości, którą przy niej poczuliśmy i boimy się stworzyć coś swojego – cały czas w poczuciu, że sami nie damy rady. Wychodzi więc na to, że na pewnych poziomach nadal tkwimy w tym dołku, z którego wydawałoby się, że wyszliśmy, ale nie do końca. Prawdziwe poczucie niezależności, zaufania do nas samych i zaradności budujemy we własnej relacji ze sobą, a nie w oparciu o innych. Inspirowanie się i branie przykładu z postawy drugiej osoby, to coś zupełnie innego, niż próba stawania się tą osobą, czy też podporządkowywanie się jej zdaniu, myśleniu i funkcjonowaniu.
Jeśli chcesz zbudować w sobie poczucie niezależności i zaradności bardzo ważne będzie więc zaufanie do siebie i swoich własnych uczuć. Kiedy mamy ograniczenia i niedoskonałości, niechętnie ufamy sobie i swoim działaniom. Wolimy, żeby zrobił to za nas ktoś, kto robi to lepiej, albo powiedział nam jak my mamy to zrobić. Tylko, że na dłuższą metę to nigdy nie będzie dobre rozwiązanie, bo prędzej, czy później będziesz musiał nauczyć się sam podejmować decyzje i sam decydować o tym, które działania, myśli i czyny są słuszne, a które nie. A to dlatego, że żadna relacja z człowiekiem, oprócz tej swojej własnej nie jest wieczna. Nie możemy zawsze polegać na innych ludziach i ich mądrości. Owszem, ona może być przydatna i pomocna, ale ona właśnie tylko po to służy – by pomóc, czy naprowadzić, a nie odwalać za nas całą robotę.
Poza tym – wiele autorytetów, czy osób które uważamy za nieomylne, mimo tych wyobrażeń – też się mylą. I gdybyście wykorzystali pełnię swojego własnego potencjału, może okazałoby się, że Wasze podejście i Wasze myślenie jest dla Was dużo lepsze i korzystniejsze, niż jakiekolwiek inne, z którym wcześniej się utożsamialiście.
Zaufaj i pozwól sobie wybrać swoją własną myśl, czy uczucie, podejmij swoją własną decyzję, zrealizuj swój własny pomysł, pozwól sobie na swój własny sposób wypowiedzi, czy działania. Zrób tak jak uważasz i poczuj się z tym wszystkim w porządku. Pozwól sobie próbować. Daj sobie szansę na to, że Ty też masz prawo się rozwinąć i nauczyć działać poprzez swoje własne, indywidualne doświadczenie. Każdy, nawet ten najbardziej ogarnięty właśnie tak zaczynał :).
Działając z poziomu swojego własnego zdania i własnych decyzji masz okazję doświadczyć tego działania z zupełnie innej perspektywy, niż odtwarzając schemat myślowy innego człowieka. Po pierwsze – ten schemat i tak nigdy nie będzie taki jak oryginał, bo Ty mimo instrukcji zawsze zrobisz to po swojemu – tak jak Ty potrafisz i jak jesteś w stanie, z całą gamą Twoich mocnych stron, ale też i ograniczeń, które będą się różnić od zalet i ograniczeń osoby na której się wzorujesz. Bo Ty jesteś sobą, nikim innym :). Po drugie – cudzy schemat myślowy może być dla Ciebie dużo mniej efektywny i korzystny, niż ten wypływający z Twojego prawdziwego i naturalnego sposobu czucia i myślenia.
Jeśli chcesz sobie pomóc i chcesz działać odważnie – pozwól sobie na swoje własne działanie. Wyraź to, co TY myślisz, a nie to, co wydaje Ci się, że powinieneś myśleć. Zrób tak, jak TY uważasz i nie myśl o tym jak zrobiłby to ktoś inny. Masz prawo być sobą. Masz prawo przejawiać się tak, jak potrafisz. Masz prawo sam wybierać. Masz prawo oceniać co jest dla Ciebie dobre, a co nie. I to, mimo niedoskonałości – może być dla Ciebie realnie najlepsze i najkorzystniejsze działanie, które nie dość, że Cię rozwija i wyciąga z dołka bezradności, to jeszcze przynosi realne efekty i korzyści w budowaniu zdrowej i stabilnej samooceny.