Zawsze miałam problem, żeby puszczać ludzi, którzy pojawiają się w moim życiu tylko na pewien moment. Dużo rozmyślałam na temat każdej takiej relacji i jeśli było w niej coś wyjątkowego, trudno mi było z niej zrezygnować. Nasze drogi prędzej, czy później rozchodziły się, a ja żyłam w bólu i poczuciu tęsknoty oraz nadziei, że może kiedyś… może jeszcze coś z tego będzie. I nie było.
Takie oczekiwanie zamykało mnie na tworzenie nowych relacji. Na otwieranie się na nowe możliwości, przyjemności i okazje. I ostatnio zaczęłam coraz bardziej dopuszczać do siebie, że warto być elastyczną w relacjach. Warto puścić ludzi wolno – pozwolić im przychodzić, ale też i odchodzić. Warto żyć w zgodzie z ludzkimi potrzebami, z ich potencjałem do otwierania się na nowe, ale także z ich ograniczeniami – kiedy z różnych powodów nie mogą tworzyć z nami dobrej relacji. Warto zauważyć jak wiele jest dróg wyboru, jak wiele ścieżek do obrania i poruszania się. I w tym wszystkim można dać ludziom prawo do tego, by mogli swobodnie z tych dróg korzystać – jakiekolwiek by nie były i nawet jeśli są zupełnie inne, niż nasze.
Puszczenie przywiązania zawsze kojarzyło mi się z samotnością i to samotność czułam najczęściej, gdy trzymałam się relacji, które już dawno nie miały sensu. A samotność mocno kojarzyłam ze smutkiem. Jednak kiedy zaczęłam puszczać to przywiązanie okazało się, że smutek tak naprawdę odchodzi, a w zamian pojawia się pełnia. Pełnia miłości, wolności, szczęścia… i nowych możliwości.
Dziękuję Natalii Szczepanik za pełnię uczuć, którą podzieliła się ze mną podczas zabiegu. Pełnię, która pomogła mi wypełnić to, co wymagało uzdrowienia już od wielu lat. Pełnię, która pozwoliła mi szczerze ucieszyć się z tego, co było – zaakceptować to, czego nie ma – i pozwolić sobie przyjąć to, co jest. A także otwierać się na nowe. Nie po to, by znowu przywiązywać się do osób, przy których czuję się dobrze. Ale by czuć się dobrze przy nich i bez nich, niezależnie od ich własnych wyborów, do których mają przecież prawo. Zawsze ceniłam sobie wolność w relacjach. I cieszę się, że sama daję więcej wolności innym. To jest to, czego szukałam długi czas, a co ciężko było mi w sobie odnaleźć. I choć dotykałam tematu z wielu stron i uzdrawiałam go na różnych etapach mojego życia i na różnych poziomach świadomości, to jednak teraz czuję duży przełom i ogromną ulgę.
Świat jest przecież pełen ludzi. Niby taka oczywistość, ale wiem, że kiedy jesteśmy zamknięci w swoim małym świecie, wydaje nam się, że jesteśmy tu zupełnie sami. Na szczęście, kiedy zależy nam na rozwiązaniach, to zawsze znajdą się odpowiednie sytuacje, osoby i możliwości, które nas wesprą. Nigdy nie jesteśmy sami i nawet jeśli nie ma przy nas osób, które kiedyś były dla nas bardzo ważne, to zawsze możemy otwierać się na takie, które będą dla nas odpowiednie na ten etap życia. Albo i na całe życie – jeśli obustronnie zaistnieje taka potrzeba. Świat jest bogaty w naprawdę wspaniałych i kochanych ludzi. I kiedy odpuszczasz przywiązanie do tego co już minęło, zaczynasz dostrzegać jak wiele tych wspaniałych ludzi jest już wokół Ciebie.
Smutek zniknął. Czuję rozpierającą wolność i to ona stwarza grunt pod wartościowe relacje. To piękne, że możemy być częścią tego całego przepływu ludzkich wyborów. Przypływów i odpływów. Nie ma w tym nic strasznego. I to wcale nie musi nas tak boleć. Pozwalając ludziom na ich życie i na ich własne decyzje, też możemy być naprawdę szczęśliwi .