Artykuły, Inspiracje

Twój stosunek do ciała i jego wpływ na związek partnerski

Niejedna kobieta ma problem z akceptacją swojego ciała. Jeśli wstydzi się przykładowo swojego brzucha, w sytuacjach bliskości ze swoim partnerem zacznie się zasłaniać, zakrywać, wyginać w dziwny sposób, odwracać, czy przyciemniać światło. Próbuje za wszelką cenę ukryć przed nim tę niedoskonałość, sprawić, żeby jakimś cudem nie pojawiła się w jego oczach. Sama nie potrafi jej zaakceptować, więc zamiast w akceptacji i na luzie stanąć przed partnerem taką jaka zwyczajnie jest, narobi tylko niepotrzebnego szumu i rabanu wokół swoich fałdek. Wysyła wtedy wyraźny i głośny sygnał swojemu partnerowi, że coś z tym brzuchem jest nie tak: „nie patrz na niego”, „nie dotykaj mnie tam”, „na pewno Ci się nie podoba, bo jest okropny”.

Pewnie myślisz, że w ten sposób można uchronić się przed odrzuceniem ze strony Twojego partnera. Jednak skutek jest zupełnie odwrotny, bo to Ty prowokujesz go do tego (wręcz zmuszasz), by zauważył, że coś jest z Tobą rzeczywiście nie tak, jak powinno. Mówi o tym mowa Twojego ciała, mówisz to Ty sama, czasami na głos, czasami tylko w myślach – sposób nie jest istotny, zawsze idzie za tym odpowiednia energia, która będzie partnera od Ciebie odrzucać.

Na pewno znacie powiedzenie, że wielokrotnie powtarzane słowa, w końcu stają się prawdą. Jeśli na każdym kroku prowokujesz, wstydzisz się, zasłaniasz i nie akceptujesz, w bliskości z Twoim partnerem zawsze będziesz czuła się odrzucona. I to najczęściej nie dlatego, że Ty naprawdę mu się nie podobasz. To dlatego, że Ty w to wierzysz. Wierzysz w to, że nie jesteś jeszcze na tyle doskonała, by móc zasłużyć na jego uznanie.

Partner dobrze wie jak wyglądasz, widzi Cię i prawdopodobnie z jego perspektywy ta Twoja walka jest dla niego abstrakcyjna i niezrozumiała, może nawet zabawna, ale na dłuższą metę na pewno też przykra, a w rezultacie frustrująca. Przykro jest patrzeć na swoją piękną, ukochaną żonę, która tak bardzo nienawidzi siebie. Jeśli on wybrał Ciebie jako swoją partnerkę, jeśli pociągasz go seksualnie, ciągłe podważanie tego, co on sam czuje i myśli, może się skończyć dla Was fatalnie. On w końcu zmęczy się udowadnianiem Ci jak bardzo mu wystarczysz i podobasz taka jaka jesteś. Może nawet sam zacznie wierzyć w to, że nie jesteś dla niego odpowiednia. Ochota na zbliżenia zacznie gasnąć, a w myślach rodzić myśli: „gdzie się podział ten ogień?”, aż wreszcie: „czy ta relacja ma jeszcze jakiś sens”?

Raz usłyszałam od klientki słowa: „nie pociągam mojego partnera, bo mam za małe piersi”. Pytam ją: „a skąd wiesz, że Twoje piersi mu nie wystarczają? Skąd ten wniosek?”. „Hm… Bo tak jest. Są małe. A mężczyźni lubią kobiety z obfitymi biustami”. „Ale na jakiej podstawie uważasz, że ON też tak myśli? Czy mówił Ci o tym? Pytałaś go? Rozmawialiście? Przyłapałaś go na stawianiu ołtarzyku dla dużych piersi?”  . „Hm… No nie mam na to żadnych dowodów… Widocznie uznałam, że to by go bardziej pociągało”. No właśnie…

Nie decyduj za Twojego partnera co mu się podoba, a co nie. Zajmij się sobą i poukładaj swoje WŁASNE wyobrażenia na temat istoty piękna Twojego kobiecego ciała. I naucz się je akceptować, przyjmij je do swojego serca, takie jakie jest. Akceptacja siebie jest podstawą w bliskiej relacji z partnerem. W przeciwnym razie zawsze będziesz czuła się odrzucona, nawet jeśli Twój mężczyzna będzie znosił Twoją samokrytykę z cierpliwością anioła.

Kto powiedział, że wszyscy mężczyźni uwielbiają duże piersi? Albo, że wszyscy lubią tylko małe piersi? Kto powiedział, że kobieta jest atrakcyjna tylko w makijażu? Że jeśli nie wyłuska sobie brwi do idealnego, wyrysowanego jak od linijki kształtu to nie ma co liczyć na odzew płci przeciwnej? A kto powiedział, że tylko te kobiety, które się nie malują są atrakcyjniejsze i lepsze, bo niby bardziej naturalne? To są tylko i wyłącznie TWOJE wyobrażenia na temat tego, co jest, a co nie jest z Tobą w porządku. Wiem, że są społeczne tendencje i naciski. Ale Ty nie musisz być marionetką otoczenia i masowych wyobrażeń – możesz wybrać to, co dla Ciebie jest okej, coś do czego się nie zmuszasz, co wypływa z Ciebie i co sprzyja Twojej akceptacji. To Ty wybierasz, które cechy są niezbędne do tego, abyś czuła się atrakcyjna, naturalna i żyła w zgodzie ze sobą.

A jakie to powinny być cechy? Duże piersi, mały nosek, proste zęby, płaski brzuch, zgrabne nogi?

Może Cię zaskoczę, ale taką cechą jest tak naprawdę Twój LUZ – swobodny sposób przejawiania się z pełną akceptacją tego jaka jesteś. Kobiety pewne swojej wartości i urody, jakiekolwiek by nie były, tryskające seksapilem i radością z posiadania SWOJEGO ciała, nie są w stanie odepchnąć od siebie partnera. Nawet jeśli mają wystający brzuszek, wypryski na twarzy, czy cellulit na udach. Takie cechy nie zawsze są oznaką zaniedbania, czasami mamy problemy z wagą, ze skórą, a czasem… rzeczywiście siebie zaniedbamy, zamkniemy na nasze ciało, bo nie radzimy sobie z naszą psychiką. Ale to nigdy nie jest powód, żeby nie kochać siebie już teraz, z tym co mamy! Są też cechy, które ciężko byłoby zmienić, nawet przy zmianie stosunku do siebie. Ale jaki jest sens do końca życia narzekać, że jesteś za niska albo ubolewać nad tym, że nie masz inaczej zbudowanej twarzy?

Kobieta tryskająca energią poczucia własnej wartości, swojej kobiecości i seksapilu jest dla mężczyzny skarbem. On złapie ją za ten kształtny, duży tyłek i powie, że ona jest sexy. Będzie miała wysyp krostek na czole, bo cierpi na alergię skórną, ale on nie będzie na to nawet zwracał uwagi. Będą go interesowały jej usta i głębia jej oczu, bo będzie chciał ją namiętnie całować. Niedoskonałości nie będą miały dla niego tak dużego znaczenia. Ona emanuje pięknem, bo siebie kocha, bo kocha swoje ciało w całej okazałości i nie wstydzi się go. Mężczyźni kochają kobiety, które kochają swoje ciała – takie kobiety są zawsze najpiękniejsze. I nie ważne czy są chudsze, grubsze, czy gdzieś pośrodku. Ich piękno zawsze bije od wewnątrz, przyciąga i zachwyca swoim blaskiem.