Inspiracje

Misja niesienia pomocy w relacjach i upartość w zamknięciu na miłość

Narzucając się z miłością starasz się nią wzbudzać miłość w innych. Często myślisz, że w ten sposób jesteś w stanie im pomóc, ale tak to nie działa. Prawdziwa miłość to uszanowanie wolnej woli człowieka. Jeśli widzimy, że ktoś się szarpie ze sobą, tkwi w swoich wyobrażeniach, ograniczeniach i oczekiwaniach to na nic Twoja szlachetna pomoc, czy nawet prawdziwie otwarte serce. Wiem, że czasami masz ochotę podejść do kogoś i trząść nim tak długo, aż w końcu zauważy, zrozumie… W końcu poczuje… Musisz jednak zaakceptować, że jedyną osobą, która jest w stanie podjąć decyzję o zmianie jest tylko ona sama. Ty za nią decyzji nie podejmiesz, nie ma takiej siły. Nawet jeśli wydaje Ci się, że robisz dobrze, nawet kiedy obsypujesz ją najmilszymi uczuciami, albo kiedy angażujesz się w jej ratowanie na wszelkie możliwe sposoby.

Wczoraj poprowadziłam bardzo ciekawą sesję w temacie relacji z ludźmi. Sesja tyczyła się relacji z ojcem, która przekładała się w jakimś stopniu również na odbiór innych relacji. Chłopak dorastał w domu, w którym brakło wsparcia i miłości dla niego. Był pomiatany, krytykowany i umniejszany na każdym kroku przez swojego ojca. Dorastał w poczuciu żalu i ogromnym gniewie skierowanym na siebie, ojca i wszystkich ludzi wokół, nawet na tych, na których mu zależało. Złość go rozsadzała, a pod nią rozrywała go rozpacz i żal do rodziców za brak wsparcia, ataki i całą wojnę, którą z nim przez całe życie prowadzili. Pod spodem tliła się potrzeba doświadczenia miłości z ich strony, ale zasłaniał go ogromny żal za to, że on od nich tej miłości po prostu nie dostawał.

W pewnym momencie okazało się, że ojciec próbował docierać ze swoją miłością do swojego syna i mało tego, robił to już wielokrotnie – dużo, dużo wcześniej. Próbował na wiele sposobów, bo zależało mu, żeby bliska istotka wyszła w końcu z wewnętrznego amoku i szarpaniny jaką toczyła sama ze sobą przez wiele wcieleń. Ojciec dawał synowi mnóstwo miłości i ciepła, tyle ile potrafił mu okazać i dać. Kiedy nie pomagało ciągnął go i szarpał wręcz za rękę do góry, ale syn… w ogóle nie chciał odpuścić.

Synek szarpał się dalej ze sobą, a w całym tym emocjonalnym szale nie był w stanie zauważyć co inni próbują mu pokazać, zaoferować w zamian za całą tę walkę. Uparcie skierowany w stronę swojego wewnętrznego konfliktu nie odbierał bodźców z zewnątrz, nie dostrzegał co się wokół niego dzieje, nie doceniał miłości, którą świat zawsze chciał go obdarzać – odbijała się od grubych ścian jego konfliktu. Ojciec biegał wokół syna, machał do niego, okazywał miłość, ale syn ani go nie widział, ani nie słyszał. Ojciec oczywiście chciał dobrze, ale wyszło – jak to u aniołków bywa – nie tak jak zakładał. Nie miał też do końca czystych intencji do uzdrowienia swojego syna, bowiem chciał mu pomóc ZA WSZELKĄ CENĘ.

Widząc niebywałą szarpaninę pogubionej duszyczki, która rękami i nogami zasłaniała się przed miłością i zaakceptowaniem tego świata i siebie w nim, ojciec wymyślił w końcu inną metodę. Stwierdził, że jeśli nie dociera do niego po dobroci, musi się dostroić do jego gniewu i zacząć szarpać się razem z nim, aby móc stanąć przed nim twarzą w twarz, aby się z nim skomunikować, aby mieć do niego łatwiejszy dostęp. Poleciał więc za swoim synem, wszedł w jego wibracje i zaczął nim potrząsać tak mocno jak tylko mógł. Wyobraził sobie, że tylko siłą jest w stanie mu realnie pomóc.

Oboje wcielili się więc w bliską sobie relacje po raz kolejny. Tym razem zagubiony szarpiący się synek nie był już oblewany miłością – przez całe życie był szarpany i poniewierany psychicznie i nawet fizycznie przez swojego ojca. Ojciec krzyczał na niego, zwracał uwagę na każdy błąd, krytykował bezlitośnie – pozbawiony był w tym wszystkim miłości, bo wiedział podświadomie, że miłość na syna nigdy nie zadziała. Wierzył, że wychowanie twardą ręką jest skuteczne i nawet sam często powtarzał, że dzięki temu syn wyjdzie na ludzi. Im większa dyscyplina, im więcej poniżania i krytyki, tym lepiej.

Nagle coś pękło. Syn w pewnym momencie swojego życia był już tak przytłoczony obciążeniami, tak zmęczony i przytłoczony wewnętrzną walką, że miał do wyboru tylko dwie rzeczy – albo umrzeć (tak jak już robił to wielokrotnie wcześniej, ale już nauczył się, że w taki sposób nie ucieknie od problemów, tylko je pogłębi) albo – przestać się szarpać i wziąć się za siebie. Tak więc w najgorszym, kulminacyjnym momencie swojego życia trafił na rozwój duchowy. I w ten sposób, w końcu po tylu wcieleniach szarpaniny zaczął wychodzić na prostą.

Był tylko jeden problem. W dalszym ciągu czuł duży żal do swojego ojca za to jak go przez całe życie traktował. I nic dziwnego. Ojciec nie miał czystych intencji i jego postępowanie z pewnością nie było zgodne z Najwyższym Dobrem. I teraz pewnie myślicie sobie – ale przecież dzięki niemu syn w końcu zrozumiał… Przeżył piekło i dzięki temu wziął się za siebie… Nie… Nie dzięki temu… Nie dzięki ojcu…

To nie było pierwsze wcielenie kiedy ów syn był pomiatany i poniewierany przez ludzi. To nie był pierwszy raz kiedy otoczenie tak bardzo go odrzucało. Wcześniej spotykały go nawet gorsze rzeczy. On potrzebował sam do tego dojrzeć i sposób w jaki to zrobił, to ILE musiał po drodze doświadczyć, żeby to wszystko zrozumieć to była tylko i wyłącznie jego indywidualna droga do przejścia i jego własna świadoma decyzja. Gdyby chciał, mimo trudów ojca mógłby dalej zatopić się w szarpaninę i jeszcze bardziej się nakręcić, bo przecież miał do tego grube powody.

Między nimi intencje się po prostu dograły. Syn chciał to wszystko przeżyć, chciał doświadczyć trudnego dzieciństwa, żeby faktycznie z czymś wielkim się w tym życiu zmierzyć. To był jego cel na to życie. Celem ojca z kolei było odtwarzanie misji i popadanie w destrukcję. Był tak zaślepiony swoją misją, że sam wybrał cierpienie, po to, żeby pomóc komuś za wszelką cenę. Wyzbył się odczuwania miłości i zawężył swoją świadomość. Mocno zaniżył swoje wibracje i odciął się od siebie tak bardzo, że teraz sam czuje się niespełnionym i nieszczęśliwym człowiekiem. W każdej chwili może jednak wybrać inaczej… Bo to jak zawsze zależy TYLKO od niego.

W takim obrazie sytuacji syn nie był w stanie dłużej trzymać, ani wściekłości na siebie, ani na ojca. Zrozumiał, że te wszystkie role w które siebie wkładamy – kat – ofiara, wcale nie są takie jednoznaczne jakby nam się z emocjonalnego punktu widzenia wydawało.

W końcu rozpoczął się w nim większy przełom a w sercu zaczęło się tlić prawdziwe przebaczenie i co za tym idzie, upragnione odpuszczenie.

Powiem Wam, że mnie zawsze zastanawiało jak to jest, że byłam w dzieciństwie często doceniana i chwalona za to jaka jestem i co potrafię, czułam miłość od moich rodziców i pomimo ich problemów widziałam i czułam że mnie kochają i wspierają. A mimo to zawsze czułam się niedoceniona, wybrakowana, za mało wystarczająca, za mało wyjątkowa. Od samego początku, od dziecka byłam wiecznie naburmuszona, obrażona na świat, nieśmiała, wkurzona. Odrzucałam ludzi, nawet jak przychodzili do mnie z wyciągniętymi rękami, żeby mnie przytulić i pocałować. Wzdrygałam się i zasłaniałam rękami. Powiem krótko, to była moja karma. Ja się uparłam, że nie chcę i już – nie ważne, czy ludzie mnie chcieli, czy nie. Ja i tak wybierałam swoje. Ale na szczęście w końcu to zrozumiałam i zaczęłam sięgać po coś dużo lepszego dla mojego istnienia.

Stereotypowo wierzymy, że łatwiej mają dzieci z tych kochających rodzin, a najtrudniej te z tych patologicznych, gdzie na każdym kroku dziecko się poniża. Nie mówię, że tak nie jest, ale chcę zwrócić uwagę na jedno. Dziecko z tej drugiej rodziny często sobie wmawia, że „gdyby miało innych rodziców”, „gdyby wychowali mnie inaczej…” to wtedy byłoby duże pewniejsze siebie i szczęśliwsze. Z silnymi intencjami odrzucenia i obrzydzenia do świata, gdziekolwiek byś się nie wcielił ZAWSZE będziesz niezadowolony. Zamiast więc obwiniać innych, trzymać w sobie żale złości i nienawiść za ich czyny, za ich błędy, szarpać się ze sobą, czy z drugiej strony – próbować zmieniać kogokolwiek na siłę… Zatrzymaj się na chwilę i dostrzeż w tym wszystkim SIEBIE i swoje własne intencje i swoją własną wolę doświadczania. I podążaj w tym kierunku, który rzeczywiście jest DLA CIEBIE najlepszy.