Kartka z Pamiętnika

Odpowiedzialność

Styczeń. To był bardzo pracowity miesiąc, pełen nowych, budujących wyzwań i osobistych sukcesów. Cieszę się, że ten rok zaczął się tak pomyślnie. Lubię myśleć o moich celach i marzeniach z zaufaniem i spokojem, że już właściwie o nic nie muszę się martwić. Kocham to uczucie przyjemności z życia i pełnego zaufania, że będzie już tylko lepiej. Całe to nastawienie nad którym pracowałam w ostatnich latach sprawiło, że rozpuścił się we mnie stan wiecznego napięcia – martwienia się o to, co będzie jutro. Lubię żyć na luzie i w pełnym zaspokojeniu, radości z tego co mam i oczekiwaniu na najlepsze każdego następnego dnia…

* * *

Dziś chciałabym podzielić się z Wami fragmentem mojej historii. Napiszę też trochę o odpowiedzialności i o tym, jakie cuda spotykają nas każdego dnia… Zapraszam więc do dalszego czytania  .

Jeszcze całkiem niedawno moje życie było pełne zmartwień i zastanawiania się jak potoczą się moje losy. Życie w „niewiadomej” było dla mnie bardzo męczące – często martwiłam się o pracę i zarobki, o moją przyszłość, o to co będę robić i jakim wyzwaniom przyjdzie mi stawić czoła… Blokowałam się lękami i wyobrażeniami na temat tego jaka jestem i z czym sobie nie mogę, a raczej nie chcę poradzić. Stresowały mnie kontakty z ludźmi i nowe sytuacje, a świat wydawał się wrogim i problematycznym miejscem.

Pamiętam, że na początku mojego rozwoju wydawało mi się, że jestem studnią bez dna. Że jeszcze tak wiele przede mną, że muszą minąć długie lata zanim poczuję się dobrze ze sobą i ze swoim życiem. Te skrajności spowodowane były syndromem DDA – byłam dzieckiem alkoholika, co mocno wpłynęło na mój rozwój w okresie dorastania. Ogromne poczucie odpowiedzialności za innych, które brałam wtedy na swoje barki, współuzależnienie emocjonalne i cały ten bagaż sprawiał, że moje życie było ciężkie i męczące. Nie mogłam odnaleźć się w życiu, w relacjach z innymi, ani tym bardziej w związkach partnerskich. Błądziłam po świecie szukając wyjścia z przytłaczającego smutku, lęku i żalu do siebie oraz innych, że jestem tak bardzo krzywdzona.

Męczyły mnie stłumione i skumulowane emocje, szczególnie te z dzieciństwa, które przejawiały się również w ciele, rozwalając mój żołądek. Do tego dochodziły mocne ograniczenia mentalne, psychiczne, silne przywiązanie do ciężkości i upartość w tym, aby tych skrajnych emocji nigdy nie odpuścić. Było we mnie dużo lęków przed światem, mocne zamknięcie w poczuciu bezsensu życia i braku możliwości. Miałam problemy z motywacją do jakiegokolwiek działania, pojawiały się skłonności depresyjne, a nawet myśli samobójcze. Mój zapał do działania szybko gasł, bardzo szybko traciłam też wiarę w siebie, bo niska samoocena i silne lęki społeczne nie pozwalały mi działać w świecie i swobodnie się przejawiać. Do tego dochodziła „błoga” melancholia, zatapianie się w smutku i pociągającej beznadziei, co na swój sposób sprawiało mi wtedy przyjemność. Intensywne i szokujące doznania dodawały do życia „smaku”, a jednocześnie sprawiały, że żyło mi się jeszcze ciężej i jeszcze trudniej.

Moja droga nie była usłana różami, jednak stosunkowo szybko udało mi się wyjść z najgorszych obciążeń. To był jednak proces, którego z czasem nauczyłam się akceptować. Nie wszystko puszczało od razu, czasem uwalniałam się od konkretnych mechanizmów „warstwami” i trochę czasu musiało minąć, zanim zaczęłam funkcjonować z nowego poziomu w poruszanym temacie. Po pewnym czasie pracy nad sobą zaczęło towarzyszyć mi również narastające poczucie ulgi – przy każdym przełomowym uwolnieniu się od ciężkich obciążeń, przy każdym większym kroku jaki podjęłam dla siebie. Było to dość intensywne uczucie, bo pozbywałam się naprawdę silnych i przytłaczających wzorców. Dzisiaj zauważyłam, że zamiast tej specyficznej ulgi czuję po prostu szczęście i radość z faktu jaka jestem i jak wygląda moje życie. To jest uczucie, które pielęgnuję w sobie, uczucie do którego w jakimś stopniu już przywykłam. Zawsze pragnęłam, aby zadowolenie i szczęście było dla mnie codziennym, zupełnie naturalnym uczuciem i tak właśnie się dzieje…

Każdego dnia, przy każdej okazji pracy z Wami, codziennie spotykają mnie nowe sytuacje, nowe wyzwania. Każde z Was jest inne, ma inne problemy, inne potrzeby. I cudownie jest poczuć, że mnie to nie przeraża, nie przytłacza – że pewne umiejętności, odpowiedzi, przychodzą do mnie po prostu naturalnie, zgodnie z moim i Waszym otwarciem. Długo czekałam na to, aby znaleźć takie miejsce dla siebie. I kiedy w nim jestem czuję się w końcu naprawdę szczęśliwa…

Otworzyłam się na ludzi i choć ten proces cały czas trwa, różnice między tym kim byłam, a tym jak dzisiaj czuję się ze sobą są niewiarygodne.Odnalazłam swój sens życia i swoją radość z życia, czego tak bardzo mi brakowało. Doświadczam również jak prawidłowo funkcjonuje się w związku, czego też musiałam nauczyć się zupełnie od nowa, a co nie było łatwym zadaniem. Spełniam swoje marzenia i te małe i te większe, przestałam uciekać w świat fantazji, zamiast tego wolę doświadczać realizacji tych marzeń na jawie. Nauczyłam się zarabiać i dobrze prosperować (jak na ten moment życia i moje aktualne potrzeby), doświadczyłam czym tak właściwie jest niezależność…

A to wszystko dzięki temu, że wzięłam odpowiedzialność za swoje życie. Zamiast zasłaniać się lękami, ograniczeniami, a jak sami czytacie – było ich sporo, zaczęłam po prostu działać i w tym działaniu stawiać na siebie.

Pojęcie odpowiedzialności często jest błędnie mylone z odpowiedzialnością za różne niezależne od nas sytuacje, czy z braniem na siebie ciężarów innych ludzi. Tego typu odpowiedzialność oczywiście nie jest niczym, co warto pielęgnować. Chodzi mi o przejęcie odpowiedzialności za swoje własne życie, swoje czyny, myśli i emocje. Zajęcie się, zaopiekowanie się sobą i swoim życiem z jednoczesnym zrozumieniem, że wszystko co realizujesz zależy właśnie od Ciebie. I choć może czujesz się jak skrzywdzone dziecko, nie możesz czekać, aż ktoś weźmie Cię za rączkę i przeprowadzi przez całe Twoje życie. Twoje problemy nie rozwiążą się samoistnie, a kiedy będziesz udawał, że ich nie ma, nie sprawisz, że one znikną. One cały czas są i będą narastać, dopóki się nimi nie zajmiesz. One będą obfitować w kolejne i kolejne konsekwencje Twoich własnych wyborów. Będąc odpowiedzialnym za swoje życie, decydujesz się je wziąć w swoje własne ręce i nauczyć się działać, żyć i funkcjonować tak, jak Ty rzeczywiście tego chcesz i jak masz ochotę, a nie na tyle, na ile podpowiada Ci Twoja stłumiona, zraniona część Ciebie. Zajmij się sobą i zaopiekuj. Pokochaj i spróbuj poprowadzić tak, aby poczuć się bezpiecznie i nabierać coraz więcej pewności siebie, żeby uczyć się funkcjonować z nowego, lepszego poziomu…

Nie piszę tego wszystkiego po to, aby się przechwalać, czy udowadniać jaka jestem super, bo oczywiście idealna to ja nie jestem, ani też nie zamierzam się na taką kreować  . Wiem jednak jak takie historie potrafią motywować, jak wiele dają do myślenia.

Kiedyś wypisywałam się o moich problemach, pisałam bloki tekstów o tym jak sobie nie radzę, jakie mam lęki, problemy i obciążenia. Takie uzewnętrznianie działało na mnie terapeutycznie i pozwalało mi też sporo rzeczy sobie poukładać. Nie raz przy okazji otrzymywałam od ludzi fajne wskazówki, rady, wsparcie, a czasami samo „wypisywanie się” pomagało. Jednak dziś czuję ogromną radość, że mogę te tendencje odwrócić i popisać trochę o moim szczęściu, o moich sukcesach i przełomach. I poczuć się z tym równie w porządku. Poczuć, że mam prawo być szczęśliwa i że dzięki temu mogę się odwdzięczyć i sama podnieść kogoś na duchu…

Przeszłam przez trudne dzieciństwo z ojcem alkoholikiem, biedę, trudne problemy emocjonalne, stany depresyjne i lękowe, wzorce nerwicowe, problemy związkowe typowe u DDA, różne nieprzyjemne historie, śmierci oraz tragedie rodzinne. Nie określę Wam jednego przełomowego momentu w moim życiu, bo było ich sporo i na pewno też wiele kolejnych przełomów mnie czeka. Na pewno ważny był dla mnie sam moment trafienia na rozwój duchowy i cała metodologię, która pozwoliła mi rozpocząć własną terapię, która była mi dosłownie potrzebna do tego, aby przeżyć. Dziś doszłam do momentu, w którym patrząc wstecz, nie kręci mi się w oku łza, a patrząc w przód nie czuję nieprzyjemnego ścisku w brzuchu. Patrząc na to co dzieje się teraz czuję zadowolenie… i mimo rzeczy, które aktualnie przerabiam, czuję, że jest mi lekko i przyjemnie z życiem jakie mam, cokolwiek by się nie działo… W końcu mogę spełniać swoje marzenia, mogę dobrze prosperować i czuć się pewnie i niezależenie jako kobieta – a nie mała, skrzywdzona dziewczynka. Dla mnie wszystkie te zmiany przez jakie przeszłam, cała ta droga, całe piekło jakie mam już za sobą… to wskazówka dla Was, że jeśli się naprawdę, szczerze chce, można totalnie zmienić swoje życie na lepsze, od podszewki, startując nawet z takimi obciążeniami jak bezsens życia, trudne dzieciństwo w rodzinie alkoholowej, czy utrata bliskiej osoby.

Skala problemów nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia. Każde z nas przeszło przez jakieś swoje osobiste tragedie. Jeśli nie przez większe, to i przez te małe, które tak czy siak spowodowały jakieś rany. Od wielkości i intensywności traum i problemów pewnie będzie zależał nakład pracy i czas w jakim będziecie z nich wychodzić. Ale warto ten wkład i czas poświęcić, bo to się ZAWSZE opłaca. I z pewnością zawsze jest to wykonalne.

Z odpowiednim podejściem do siebie, ze szczerością, miłością i samozaparciem jesteście w stanie dokonać prawdziwych CUDÓW. Cuda się dzieję na świecie – może nawet w tej chwili, zaraz obok Ciebie… Ludzie doznają swoich małych wewnętrznych cudów – kiedy przebaczają, kiedy doznają uczucia ulgi i uwolnienia od tłamszących ich emocji, kiedy uczą się na nowo oddychać, kiedy w końcu odnajdują sens w swoim życiu, kiedy po raz pierwszy od naprawdę dawna zaczynają czuć miłość w swoim sercu, kiedy zaczynają ufać i kiedy spełniają swoje marzenia, kiedy przestają tęsknić a zamiast tego zaczynają cieszyć się życiem… To są te niebywałe cuda, które dzieją się wokół nas i których Ty też możesz w każdej chwili zacząć doświadczać. Nikt nie mówi, że zawsze będzie łatwo, lekko i przyjemnie. Ale kiedy przez to przejdziesz, kiedy włożysz w swoja pracę trochę wysiłku i przejmiesz odpowiedzialność za siebie i za swoje własne życie, zobaczysz, że WARTO BYŁO i choć w tym samym życiu – to narodzisz się całkowicie na nowo.

I tego życzę Wam wszystkim z całego serca!

Wasza Karolina 🌺