Kocham medytacje. Działają na mnie kojąco i uzdrawiająco, jak cudowne lekarstwo, przynoszące efekty w mgnieniu oka.
Wczoraj czułam się lekko przygnębiona, sama nie wiedziałam do końca dlaczego. Byłam senna, mało produktywna, a przecież tak wspaniałe dni miałam za sobą i tyle fajnych rzeczy jeszcze do zrobienia. Poszłam sobie do pokoju i na samym początku zaczęłam się modlić. Prosiłam Boga o wsparcie i rozwiązanie całego problemu, cokolwiek by to nie było.
Otworzyłam się i zobaczyłam o co tak naprawdę chodzi. Wyszły jakieś niemiłe emocje, jakieś myśli. Poczułam się z nimi w porządku, pozwoliłam więc sobie je poczuć. Zrozumiałam jak bezcelowe jest poddawanie się nim, więc po konfrontacji z własnymi myślami, znów przeszłam do medytacji. Poczułam poddanie i pełne oddanie się w boskie ręce. Czułam, że z całego serca chcę czuć się ze sobą dobrze, a jednocześnie nie spychać moich emocji na bok. Znów poprosiłam moją Nadświadomość o pomoc. I wtedy się zaczęło. Ogarnęło mnie bardzo przyjemne, ciepłe uczucie. Ciężko opisać jednym słowem – uczucie miłości, wsparcia, radości, spokoju… Wszystko w jednym. W każdym razie było to coś co na tamten moment okazało się dla mnie najlepsze i co rzeczywiście było mi potrzebne. Pozwoliłam sobie zatopić się w tych uczuciach, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam o co dokładnie chodzi. Siedziałam sobie w tych pięknych uczuciach jakiś czas i poczułam jak cała ta moc promieniuje ze mnie – czułam, że mogę wszystko (no powiedzmy, że prawie wszystko ), czułam jak przenika ona na innych ludzi, na cały świat i jaką radość czerpię z tego, że jestem. Poczułam swoją unikalność i wyjątkowość oraz niebywałą radość z życia.
I wtedy w tych wszystkich uczuciach zobaczyłam rozwiązanie mojego problemu. Okazało się, że jest ono jak często to bywa bardzo proste, brakowało mi tylko odpowiedniej perspektywy. Zrozumiałam, że tylko w stanie tej medytacji mogłam zobaczyć całą sprawę z zupełnie innego punktu. I wszystko nagle stało się jasne. Emocje rozpuszczały się przynosząc poczucie ulgi i ukojenia, a negatywne myśli zniknęły, bo już zupełnie nie miały dla mnie sensu, ani znaczenia. Choć problem wydawał się trudniejszy do rozwiązania, okazało się, że tego problemu w zasadzie już nie ma. W mgnieniu oka, problem dosłownie rozwiązał się, wystarczyła tylko moja szczera chęć no i otwartość. Wiem, że te zmiany w myśleniu, w odczuwaniu muszę jeszcze ugruntować, wracać do nich jak najczęściej, jednak to było coś co sprawiło, że poczułam się nie tylko lepiej, ale po prostu… inaczej.
Wstałam jak skowronek i nagle powróciłam do życia. Z nową dawką chęci do działania, z ogromną wiarą w siebie i radością z tego jaka jestem i jak cudowne mam życie. Poczułam się z tym tak lekko i przyjemnie jak chyba jeszcze nigdy… Nie codziennie spotykają mnie aż takie uświadomienia. Czułam, że to nie jest zamiatanie problemu pod dywan. Czułam, że autentycznie coś się we mnie uzdrowiło wraz z tym uświadomieniem. Naprawdę wspaniałe, nieopisane uczucie.
Kochani, warto medytować, warto się modlić tak często jak tylko się da. Kiedy macie problem proście swoje Wyższe Ja o rozwiązania. Choć wiem, że początki nie są łatwe warto ćwiczyć, warto próbować, warto dać sobie czas. Z czasem będzie Wam tylko coraz łatwiej, a przyjemne uczucia będą się tylko pogłębiać. To może być nawet 10 minut ćwiczeń dziennie, na początek. Cokolwiek. To nie jest wiele, prawda? Żyjcie w dobrym kontakcie ze Sobą, chociażby dla takich chwil jak ta, którą opisałam. Cudownie jest żyć ze świadomością, że żaden problem nie stanowi i nie będzie stanowił dla Was przeszkody nie do przeskoczenia. Cudownie jest żyć z takim wsparciem.
Wyobraź sobie, że w taki sposób żaden problem, żadna emocja, żadne zmartwienie nie będzie miało przewagi nad Tobą. Tylko Ty decydujesz o tym na ile się otworzysz na takie wsparcie. Więc otwieraj się, ćwicz, przyjmuj do siebie i korzystaj z rozwiązań, jakie Bóg Ci już teraz podsuwa . Naucz się to wychwytywać, żeby potem móc z tego świadomie korzystać .