Kartka z Pamiętnika

Autopresja

Zawsze była u mnie taka tendencja, że jeśli bardzo mi na czymś zależało to prędzej czy później pojawiało się we mnie pewne napięcie. To napięcie powodowało stres, a stres powodował zdenerwowanie, zdenerwowanie natomiast łączyło się z lękami, co się tylko wzajemnie nakręcało. I tak w stanie napięcia, stresu, lęków i gniewu (na siebie) próbowałam coś tworzyć. Im bardziej mi zależało, tym bardziej się presjonowałam. Im większa była presja tym większy stres, im większy stres – tym słabsze efekty. Praca szła mi w bardzo wolnym tempie, nie przyswajałam za bardzo nowych informacji, znikała wena, pojawiały się problemy z koncentracją, malały chęci i zaczynało się uciekanie. Towarzyszyła temu oczywiście fala własnej krytyki i niezadowolenia z samej siebie. Często zastanawiało mnie, dlaczego tak bardzo uciekam, skoro równie bardzo mi na czymś zależy… Wydawało mi się to nielogiczne. Teraz, z nowej perspektywy widzę, że to nic dziwnego – uciekać przed takimi nieprzyjemnościami jakie sama sobie zadawałam.

Uwolnić się od nerwicowych symptomów było ciężko. Praca nad samooceną i miłością do siebie przynosiła świetne efekty, ale to praca wieloetapowa i potrzeba na nią czasu i cierpliwości. Wciąż z resztą trwa i ciągle odnajduję siebie na coraz to nowszych poziomach, wciąż potrzebuję pracować nad miłością do siebie. Ostatnio resztki tej nieznośnej nerwicy się ode mnie odklejają, a ja czuję się tak lekko jak, naprawdę, jeszcze nigdy w tym życiu.

Podświadomość w dalszym ciągu skutecznie odwodziła mnie od rozwiązań pozostałością czegoś, co kiedyś bardzo lubiła, czyli – szukaniem winnych. Z opowieści klientów, czy znajomych wiele razy dowiadywałam się o tym jak bardzo byli presjonowani w dzieciństwie. Rodzice zaganiali ich do nauki, rozkazywali, czasem nawet grozili, czy gorzej – zastraszali, czy karali używając przemocy fizycznej. Dzieci ze strachu wypruwały z siebie flaki, aby sprostać oczekiwaniom rodzica-kata, czasem z braku sił poddawały się na samym starcie, bo wiedziały, że i tak nie podołają, inne buntowniczo olewały swoje obowiązki, aby zrobić rodzicom na złość. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać nad tym co się właściwie ze mną dzieje, bo ja nie miałam przecież takich rodziców. Nigdy nie musieli mnie do niczego zaganiać, do niczego zmuszać, ani o nic się prosić, ani na nic naciskać. Sama lubiłam sprzątać swój pokój, sama dla siebie lubiłam mieć dobre oceny i przynosiłam do domu świadectwa z paskiem. Jeśli coś nie szło po mojej myśli, nigdy nie usłyszałam słowa krytyki, nigdy nie byłam karcona za moje błędy. Wręcz przeciwnie mama często mnie uspokajała i tłumaczyła, że nie ma się o co martwić. „Uczeń bez jedynki, to jak żołnierz bez karabinu”. Byłam też często chwalona i potrafiłam czuć się dumna z moich ocen, czy rysunków. Czyżby to było za mało? Tak, pamiętam, że cały czas było mi za mało, pamiętam też jak wiele płaczu i nerwów kosztowało mnie uczenie się trudnych zadań z matematyki i jak zarywałam noce, aby jak najlepiej przygotować się do klasówki z historii. Bywało nawet, że zrywałam się ze szkoły, bo byłam niewystarczająco przygotowana. Rezultaty były różne, na bazie takiego spięcia i wiecznego stresu nawet i po tygodniach nauki potrafiłam dostać niską ocenę. Próbowałam zakamuflować ocenami moje braki, ale nie zawsze się udawało, bo przecież nie z każdego przedmiotu byłam najlepsza.

To tak jakby moje oceny były wyznacznikiem mojej wartości, jakbym próbowała pokazać i sobie i światu jak wiele potrafię i jaka jestem wspaniała. Moje cele zawsze przewyższały moje możliwości. Im więcej osiągnę, im więcej sobie narzucę, tym „lepiej”.

Zaczęłam się więc dalej zastanawiać nad tym KTO mnie tak całe życie presjonował, jeśli nie rodzice. Nauczyciele? Nie… nie przypominam sobie. Rówieśnicy? Wręcz przeciwnie, koleżanki w ogólniaku musiały mnie oduczyć nadmiernej ambicji i starty czasu na naukę często zbędnych rzeczy dla samej oceny. Partnerzy w związkach? W jednym związku zdarzyło się, że mój partner mocno presjonował mnie oczekiwaniami, bo sam miał takie wzorce po swoim ojcu. Łatwo więc było zrzucić winę na niego, że jest taki zły, bo pogania mnie, krytykuje i poucza w mojej pracy. Jednak nie… To też nie był partner, on tylko odtwarzał swoje wzorce, które pięknie dogrywały się z moimi prowokacjami. Więc szukajmy dalej, no kto… Kto mógł mnie tak presjonować przez całe życie…

Chwila, to przecież… JA… Nikt inny. Tylko ja.

Usłyszałam dziś od partnera słowa: – „Przypomnij sobie wszystkie te niemiłe oceny, myśli i słowa, które kierowałaś w swoją stronę. Wyobraź sobie teraz, że mówisz je do małego dziecka”. Chciałam sobie wyobrazić, że stoję nad dzieckiem i krzyczę na nie, że jest głupie, za wolne i żeby zaczęło pracować szybciej sprawniej i efektywniej. – „Nie potrafię tego zrobić, nie byłabym w stanie zrobić tego innej osobie” – odpowiedziałam. „Więc… dlaczego potrafisz tak okropnie traktować siebie?”…

Perfekcja niszczyła mi wszystko. Niczym tornado siała spustoszenie, rzeczy, które sprawiały mi wcześniej przyjemność nagle zaczęły być męczące i drażniące i nie byłam w stanie cieszyć się z tego co robię – tak właśnie było z rysowaniem. Jako dziecko miałam do tego duży luz i kochałam to robić, bo robiłam to tylko dla przyjemności. Jak zaczęłam rysować „na poważnie” uczyć się i wiązać z tym przyszłość, nagle moje rysunki w moich oczach stawały się „do dupy”, a sama praca nad nimi nie dawała już takiej przyjemności. Takich przykładów jest więcej. Poczułam żal i smutek, że sama sobie odbieram nawet te najprzyjemniejsze czynności w moim życiu dla głupiej nadmiernej ambicji…

Tak, całe życie byłam ofiarą nadmiernych ambicji. Próbowałam przekroczyć swoje możliwości pracą ponad miarę, bez jednoczesnej akceptacji swoich słabości, bez własnego wsparcia i zrozumienia dla swoich porażek. Tak się dzieje kiedy dziecko z bardzo niską samooceną i pewnością siebie próbuje sobie jakoś z tym światem poradzić. Próbuje o własnych siłach, zrozumieć jak żyć, doszukując się przyczyn w tym „strasznym, okrutnym, niesprawiedliwym świecie”.

Wypłakałam się, przytuliłam swoją wewnętrzną Karolinkę.

Mówię do niej czule: „Słoneczko… Już nie musisz się stresować, już nie musisz się presjonować, już nie musisz od siebie wymagać i niczego sobie udowadniać. To nic, jeśli coś Ci nie idzie, nie wychodzi, zajmuje dużo czasu…

Jesteś wspaniała, cudowna, niesamowita. Niczego Ci nie brakuje. Ludzie Cię chcą, świat Cię chce. Nie musisz o nic walczyć, ani siebie poganiać. Możesz mieć zawsze to czego pragniesz, w każdej chwili. Zasługujesz na to, bo jesteś cudowna. Jesteś wyjątkowa… Kocham Cię moja mała Karolinko… Doceniam Ciebie… Szanuję Ciebie… Jestem z Ciebie dumna… Zasługujesz na moje uznanie, docenienie i szacunek. Jesteś wspaniała, taka jaka jesteś.

Możesz się już poczuć bezpiecznie, możesz odetchnąć. Weź kilka głębokich oddechów i oddychaj, powoli i pewnie. Poczuj, że żyjesz i poczuj jakie to jest miłe i bezpieczne… Jak miło, przyjemnie i bezpiecznie jest po prostu żyć…

Możesz odczuwać radość i zadowolenie z siebie, z życia i z tego co robisz. Zawsze. I możesz się z tym czuć w porządku. Lekko i przyjemnie. Zobacz, jak inni ludzie Cię doceniają. Zasługujesz na to, aby inni Cie doceniali i chwalili…

Osiągniesz wszystko we właściwym miejscu i czasie… Na wszystko jest właściwe miejsce i czas. Nie musisz za niczym gonić… Nie musisz już denerwować się, możesz zaakceptować to, co jest… To też jest dobre. A jeśli nie, to Bóg ma dla Ciebie coś jeszcze lepszego! Zawsze 

Zobacz jaki kochany i przyjazny jest ten świat. Zobacz jak Cię wspiera… Zobacz jak uśmiecha się do Ciebie:) Jesteś jego oczkiem w głowie. Wyciągnij rączki do świata i poczuj jak wiele ma dla Ciebie wspaniałości…”.

Poczułam jakbym wypluła z siebie małego złośliwego krytyka, małego kata, który wyrządzał mi krzywdy, a jednak był przecież częścią mnie. Nie chcę takiej części mnie, nie chcę siebie krzywdzić. I wiecie co? Nie ma w tym nic strasznego – to jest tak przyjemne uczucie. Zrezygnować z tak dużej, ale niekorzystnej części siebie. Tak wiele miłości i wsparcia rozlało się w moim Sercu. Czuję, że mogę w końcu odetchnąć z przyjemną ulgą… Czuję lekkość i przyjemną siłę do działania. Siłę pełną swobody i LUZU. Niech ten luz towarzyszy mi w każdej chwili mojego życia. Wam też tego życzę Luzu i przyjemności odpuszczenia