Po dłuższej nieobecności mogę w końcu podzielić się z Wami moją przygodą . Mam przy okazji kilka inspiracji i przemyśleń, więc post jest skierowany nie tylko dla fanów rocka 3 lipca w Krakowie zagrał mój ukochany zespół – Pearl Jam. Kiedy dowiedziałam się o europejskiej trasie wiedziałam, że muszę tam być. Nigdy wcześniej nie miałam możliwości zobaczyć ich na żywo. Ogólnie to przez całe życie bardzo się ograniczałam i nawet tam gdzie potencjalnie była szansa, żeby gdzieś pojechać, albo w czymś uczestniczyć, zawsze widziałam jakieś ograniczenia „nie do przejścia”. Zazwyczaj był to brak pieniędzy, albo lęki czy sobie poradzę, np. jadąc sama do innego miasta i przebywając w dużym tłumie ludzi. Nie czułam się bezpiecznie, ani na siłach, żeby nawet próbować. Swojego czasu bywałam często na małych i tanich klubowych koncertach, ale to nigdy, nawet w małej części nie było to samo.
Odkąd przestałam mieć wymówki dla swoich marzeń, te marzenia w końcu zaczęły się spełniać. A środki pojawiać w odpowiednim czasie. Pieniądze? To nie problem, zarobi się. Bezpieczeństwo? Nigdzie nie czułam się bezpieczniej, niż w gronie tak świetnych ludzi (a mówię tu o całym stadionie pełnych fanów muzyki i wzajemnej miłości do siebie). Atmosfera była nieziemska!
Cieszy mnie takie podejście do życia. Nie narzekam też, że dopiero niedawno się obudziłam i zaczęłam z niego korzystać. Odkąd spełniłam swoje (chyba największe marzenie) o pracy nieetatowej, pełnej pasji i miłości do tego co robię, poczułam, że jeśli bardzo czegoś chcę i potrzebuję, to wszystko jest dla mnie możliwe
Sam koncert przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Eddie Vedder (tak jak i reszta zespołu) spisali się na medal przygotowując dla Polski naprawdę wyjątkową i nieoczekiwaną setlistę utworów. Koncert trwał 3 godziny! Zagrali aż 30 kawałków z górnej półki – nie tylko tych najbardziej znanych. Ciągle coś się działo – Eddie bez przerwy nawiązywał kontakt z publicznością, czy to podczas przemówień, czy podczas grania. Momentów zabawnych (kiedy to Ed sobie żartował, albo mówił po polsku), wzruszających i emocjonujących (poparcie Strajku Dla Kobiet) było tak wiele, że trudno je tutaj wszystkie opisać.To się dało odczuć, szczególnie na żywo, że Ed jest naprawdę wspaniałą, empatyczną osobą, podobnie jak reszta chłopaków. Widać jak wiele serca zespół włożył w ten koncert, jak świetnie się przygotowali. Tłum również był niesamowity, ludzie (szczególnie na płycie) jak jeden mąż śpiewali, skakali, cieszyli się i reagowali na każdy gest ze strony frontmana.
Było kilka momentów wręcz magicznych. Moc publiczności, wzajemnej miłości do zespołu i wspólnego braterstwa najbardziej poczułam podczas utworu „Just Breathe”. Pod koniec nagle urwał się dźwięk (nie znam się na tym, więc nie mam pojęcia co się właściwie wydarzyło), Eddie się nie zorientował, za to cały stadion zaśpiewał ostatnie wersy piosenki za niego. Ciarki na całym ciele Bardzo też podobał mi się moment, w którym Eddie wyłowił z tłumu młodego chłopaka, zaprosił na scenę, by z nim pogadać, przytulić, pożyczyć gitarę i zaprosić do wspólnego zagrania ostatniego kawałka.
Do tego wszystkiego miałam też okazję nocować u wspaniałych ludzi, spędzić z nimi trochę czasu i poznać parę nowych osób. Cieszą mnie takie spotkania i to poczucie, że zawsze możemy sobie nawzajem pomagać :Dziękuję raz jeszcze!
I na koniec inspiracja odnośnie ograniczeń Kontakt z nowymi ludźmi, czy przebywanie wśród tak szerokiej publiczności nie wywoływał już u mnie żadnych lęków. Wręcz przeciwnie – czułam nieopisaną radość i wspaniałą, niepowtarzalną energię. Co do pieniędzy – koncert był drogi, ale kiedy ruszyła sprzedaż, po kilku rozmowach zdecydowaliśmy się z partnerem kupić bilety. Środki zaczerpnęliśmy z oszczędności. Pamiętam, że mieliśmy pewne wątpliwości, ale jakoś tak czułam, że warto w to zainwestować. Tak mi zależało na tym koncercie, że w rezultacie akurat w miesiącu kupowania biletów (i w kolejnym) zarobiłam swoją rekordową kwotę, tak dużą, że wszystkie koszty momentalnie się zwróciły. Jakby tego było mało, dzięki temu jeszcze wyraźniej poczułam jaką mam moc przyciągania klientów, co z kolei mocno podbudowało moją wiarę we własne możliwości i zaowocowało ogólnym zwiększeniem miesięcznych zarobków.
Nie jestem w stanie nawet pomyśleć, że mogło mnie tam zabraknąć. I cieszę się niesamowicie, bo czuję, że mam ochotę na więcej takich fajnych przygód w moim życiu. Lubię czuć się wolna i spełniać swoje marzenia. Lubię kiedy wszystko wspiera mnie w tym, abym rzeczywiście je realizowała. Wystarczyło zmienić swoje podejście do siebie i swoich możliwości, zmieniać nastawienie do swojego życia. Życie nie jest Twoim wrogiem, nie są nim też ludzie, ani Ty sam – jeśli tylko wybierzesz, że chcesz siebie wspierać w tym, czego naprawdę pragniesz i potrzebujesz