Kartka z Pamiętnika

Moc kreacji i spełnianie marzeń

Dawno nie było u mnie posta w stylu kartki z pamiętnika, a chciałabym się z Wami podzielić tym, co ostatnio mnie spotkało . Potrzebuję się wypisać, więc będzie to długi post w temacie kreacji mieszkania, czy ogólnie spełniania marzeń, więc jeśli macie ochotę to zapraszam do czytania .

Trzy tygodnie temu, jak już pewnie wiecie przygarnęłam pieska, który docelowo będzie dość spory, więc potrzebuje odpowiedniej dawki ruchu i przestrzeni. Ceniłam sobie pod tym względem mieszkanie, które wynajmowałam z partnerem. Duża przestrzeń i bliskość lasu oraz ogromnego wybiegu dla psów, spokojna, przyjemna okolica, niska cena i świetna relacja z właścicielem to były tylko niektóre z atutów tego miejsca.

Najlepsze było też to, że mieszkanie było dla nas dość pewne na lata, bo właściciel trzymał je na przyszłość dla swojej córki, która jest jeszcze mała i nie wiązał z nim innych planów. Mieszkaliśmy w nim 3 lata i zakładaliśmy jeszcze kolejne, zanim w ogóle wykreujemy sobie coś własnego. Partner zrezygnował z pracy etatowej, abyśmy oboje mogli zarabiać na własnych działalnościach, do tego wszystkiego wzięliśmy też szczeniaka, który wymaga bardzo dużo uwagi i odpowiednich warunków. Dosłownie kilka dni później niespodziewanie dowiedzieliśmy się, że właściciel jednak zdecydował się sprzedać mieszkanie.

W pierwszym momencie załączyła nam się panika, co my właściwie teraz zrobimy. Ceny wynajmu mieszkań poszły mocno w górę (przez 3 lata żyliśmy bez żądnej podwyżki opłat, bo właścicielowi nie zależało na dodatkowych pieniądzach), do tego przez te 3 tygodnie ciężko było znaleźć coś sensownego w naszych ukochanych okolicach. Albo były to oferty o słabej lokalizacji, bez rozległych terenów zielonych do spacerów z psem, albo niższy standard mieszkania za dużo wyższą cenę. Jeszcze jakby tego było mało, jak już udało się trafić na fajne ogłoszenie to w odpowiedzi w słuchawce słyszeliśmy na starcie stanowcze: „zwierzęta NIE!”. Skręcało mnie na samą myśl, że miałabym płacić więcej za coś dużo gorszego i to jeszcze bez tych wszystkich dogodności. Miałam też niezbyt przyjemne doświadczenia z wynajmem i właścicielami w przeszłości, więc bardzo mi zależało na współpracy z fajną, harmonijną, ugodową osobą – bałam się, że na taką wyjątkową relację jaką mieliśmy teraz trudno będzie trafić.

Naszła mnie nawet wątpliwość, czy podjęłam dobrą decyzję biorąc szczeniaka w takim momencie. To by była niezła ironia losu, mieszkać przez lata bez psa 15 minut drogi od lasu, w którym mieści się największy wybieg dla psów w mieście, po to, by z powodu przeprowadzki ten pies nie miał w ogóle okazji z niego skorzystać tak na co dzień. Do tego wybór mieszkania z wyższym standardem prawie zawsze wiązał się z negatywnym nastawieniem do zwierząt, z obawy przed zniszczeniami.

„Sabotaż, czy kolejny, piękny etap rozwoju jakości mojego życia?” – pomyślałam. W tym jednym momencie przyciągnięcie idealnego mieszkania wydawało się dla mnie nierealne. Ale… ten niepokój na szczęście nie trwał długo.

Przypomniało mi się, że jeszcze przed całym tym zdarzeniem, dzień przed znalezieniem pieska siedzieliśmy sobie z partnerem w parku nieopodal nowo wybudowanych budynków. Patrzyłam sobie na mieszkania z wielkimi tarasami, balkonami i oknami i myślałam sobie – ale tam musi być jasno i przyjemnie. Chciałam takie mieszkanie, bo to aktualne, mimo wielu zalet, też miało oczywiście swoje wady. Mieszkanie choć wyremontowane, było już stare i estetycznie szału nie robiło. Dużym minusem były też okna od wschodu i cień rzucany przez balkon sąsiadów z góry, więc mieszkanie było ciemne i prawie nie dochodziły do nas promienie słoneczne, nad czym bardzo ubolewałam.

Siedząc tak, pomyślałam sobie – chciałabym otworzyć się na więcej. Chciałabym spędzić moje urodziny i święta w nowym, przytulnym mieszkanku. Chcę mieszkać w ładniejszym, bardziej zadbanym, jasnym i nowoczesnym apartamencie. Nie chcę sobie żałować, nie chcę się ograniczać. Skoro tak fajnie ułożyło mi się z pracą, skoro spełniam swoje marzenia to dlaczego nie pójść w to po całości?

Kiedy sobie to przypomniałam poczułam, że te wszystkie moje obawy, które się odpaliły to były tylko niegroźne „wywałki”. A to co mnie spotyka to kolejna wspaniała szansa na rozwój dla mnie, to kolejny owoc mojej kreacji. Jeśli mam z czegoś zrezygnować, to znaczy że Bóg ma dla mnie coś dużo, dużo lepszego. I tak wbrew głosom logiki, że lepiej się nie da, szukaliśmy mieszkania z nastawieniem, że musi się udać. Wewnętrznie czułam, ze te zmiany są dla nas dobre i mimo lekkiego lęku, wiedziałam że ułoży się tak, żebym była zadowolona – innej opcji nawet nie brałam pod uwagę.

No i dochodząc do finału tej historii:)) Aż jestem cała w ekscytacji Znaleźliśmy mieszkanie na wynajem od wspaniałej pani, z którą od razu poczuliśmy harmonię. Śmieszne jest to, że ona miała już chętnych, ale koniec końców wybrała nas, bo jak sama przyznała właśnie kogoś takiego szukała. Okazało się, że ma dokładnie takie podejście do wynajmu jakiego oczekiwaliśmy. Od początku nie miała nic przeciwko pieskowi, sama z resztą przywitała nas z uroczym kotkiem.

Mieszkanie jest super… Wyższy standard, jest nowe, przytulne, z dodatkowym pokojem, który urządzimy na gabinet! (w starym mieszkaniu partner przeprowadzał sesje regresingu na materacu w sypialni ). Choć mieszkanie jest nieco mniejsze, to i tak wystarczająco duże, a pomieszczenia są zdecydowanie lepiej rozmieszczone. I dwie rzeczy, które chyba najbardziej mnie cieszą – ogromny ogrodzony taras balkonowy po którym można biegać, robić spotkania ze znajomymi, obiady, medytacje na świeżym powietrzu, coś o czym marzyłam. I… budynek dosłownie przylega do lasku z wybiegiem dla psów na którym tak mi zależało, czyli teraz będę miała tak blisko, że bliżej się już nie da . Są jeszcze inne profity takie jak nowe i lepsze sprzęty domowego użytku, czy karta do osiedlowej siłowni, do której mogę chodzić za darmo, bez żadnych limitów. Osiedle jest tak przyjemne, ze często chodziliśmy sobie tu na spacery z myślą, że fajnie byłoby tu mieszkać (ale nas nie było stać :D). Dograły się nawet takie detale jak to, że chcieliśmy się pozbyć lodówki, a nowa właścicielka zdecydowała się ją od nas kupić. Nawet finansowo, mimo, że mieszkanie jest droższe od poprzedniego, wiem, że spokojnie się na nim utrzymam i jeszcze zostanie mi na przyjemności… Gdybym została na starym, pewnie nie miałabym takiej motywacji, żeby zarabiać więcej, a marzenia o fajniejszym mieszkaniu poszłyby w odstawkę… . To było właśnie to nasze minimum. Ach… Jestem tak szczęśliwa. Bo razem z tym całym wydarzeniem przyszło również mnóstwo uświadomień.

Po przygarnięciu pieska afirmowałam, że może mi być dobrze, lepiej, a nawet za dobrze. Zostałam przez moją podświadomość wystawiana na liczne próby, a różne opory sprawiały, że łatwo było mi zwątpić, czy aby na pewno podejmuje dobre decyzje, czy przypadkiem nie chcę sobie udowodnić, że jednak nie może mi być dobrze, że nie mogę być szczęśliwa. Po wydarzeniu z mieszkaniem dotarło do mnie, że totalnie bez sensu się z wieloma rzeczami ograniczałam. Za wiele unikałam, za wiele przedłużałam w czasie. Nie chcę żyć na minimum, nie chcę przeciętnego życia, w którym ciągle mi czegoś brakuje… Jeśli czegoś chcę, naprawdę chcę, to dostaję to… I to jest wspaniałe życie – czasem tak niewiele trzeba, żeby spełnić swoje marzenia. Wiem, że gdyby nie ta sytuacja z właścicielem, pewnie dalej mieszkalibyśmy w gorszych warunkach wyobrażając sobie, że to co mamy to już szczyt tego co mogliśmy na ten moment osiągnąć… Nie… To nie mógł być szczyt. I teraz też nie jest!

Pomyślałam sobie – koniec z ograniczaniem. Wyprowadzka do czegoś lepszego jest fajną zmianą, ale to wciąż nie jest szczyt tego co chcę osiągnąć – to nie jest moje mieszkanie i prędzej czy później będę musiała je opuścić.

Postawiłam sobie więc poważny cel – kreacja mojego, własnego, wymarzonego mieszkania. Po raz pierwszy w życiu poczułam ten cel całą sobą. Poczułam, że osiągnięcie go w najbliższym czasie jest możliwe dla mnie, nawet bez kredytów czy wielkich sum pieniędzy. Nie obchodzi mnie jak się to dokona i dokładnie kiedy, nie obmyślam scenariuszy. Po prostu skupiam się na tym celu, na tych uczuciach… I czuję to, kreuję… Wiem, że to prędzej czy później się wydarzy 

Nie bójcie się mierzyć wysoko, nie żyjcie na minimum, nie ograniczajcie się, nie bagatelizujcie swoich potrzeb. Życie jest płynną masą, możesz w nim lepić tak jak tylko zechcesz. Tylko od Ciebie zależy w co jesteś w stanie uwierzyć, że da się z niej wyrzeźbić. Za dużo w moim życiu było odwlekania, wiem, że gdybym wcześniej zmieniła swoje nastawienie to na pewno mogłabym już dawno moje cele osiągnąć. Na szczęście nigdy nie jest za późno i nie pozostaje mi nic innego jak nie powielać starych błędów i przyzwyczajeń. Cieszę się z mojej otwartości i chcę otwierać się na jeszcze więcej 

Tak z innej beczki – w 2018 ma być koncert Pearl Jam w Krakowie (jednego z moich ulubionych zespołów, którego nigdy nie widziałam na żywo) – już widzę to wydarzenie w połączeniu z wypadem w góry. Mam jeszcze tyle marzeń do spełnienia w najbliższym czasie. I czuję, że nic mnie nie powstrzyma, żeby je po prostu… spełnić!