Artykuły

Między fantazją, a rzeczywistością…

Osoba ze wzorcami DDA (Dorosłe Dziecko Alkoholika) ma często poważne problemy z motywacją i realizacją swoich celów. Wszystko robi po skrajnościach. Kiedy wpadnie na dobry pomysł realizuje go całym sobą, wkłada w to całe serce i poświęca na to 100 % swojego czasu. Kiedy jednak przychodzi chwila zwątpienia (a przychodzi zawsze, prędzej czy później, bo dziecko DDA nie wierzy w siebie i swoje możliwości) wszystko zaczyna tracić sens i realizacja całego planu sypie się w mgnieniu oka. W procesie powrotu do normalnego funkcjonowania widzę jak wielkie znaczenie ma nasze podejście do nas samych i nastawienie do realnego świata. Świata, którego najpierw musimy odkryć na nowo…

DDA potrafi być kreatywne, aż zanadto kreatywne. Ma milion pomysłów na minutę. Ja zawsze cieszyłam się z tego, że mam tak wiele pomysłów na siebie, tak wiele zainteresowań. Co z tego, kiedy żadnego z nich nie udawało mi się do końca zrealizować? DDA tak naprawdę nie chce ugruntować się w tym co ważne, boi się zastoju i rutyny, jednocześnie sam w nią wpada, w kółko wracając do stanu bezsensu i bezsilności, bo przecież… i tak się nie uda.

Osoba z takimi wzorcami w swoim działaniu musi dać z siebie wszystko, aby nie zawieźć siebie i przede wszystkim innych. Musi udowodnić, że jest coś warta i że potrafi coś osiągnąć. Poświęca się więc celowi w pełni, nie ma czasu na przyjemności i odpoczynek. W pewnym momencie presja staje się tak ciężka i trudna, że w końcu przestaje mieć siły, aby działać, bo jest tym wysiłkiem najzwyczajniej w świecie zmęczona. Kto nie jest zmęczony, kiedy wciąż walczy ze sobą i ze światem? Zamknięta w świecie swoich wyobrażeń oczekuje kary, porażki, rozczarowania ze strony najbliższych, nawet kiedy tego rozczarowania tak naprawdę nie ma. Prowokuje do użalania się nad nią albo do podważania jej działań. Wszystko, aby w końcu się poddać.

Dla DDA miło jest w końcu po ciężkiej harówce odetchnąć z pozorną ulgą, legnąć w łóżku na pozycji przegranego, poddać się i przespać cały dzień. Teraz już nic nie ma sensu, nigdy mi się nie uda, jestem do niczego – więc mogę się poddać, a co za tym idzie mogę odetchnąć. Nic dziwnego, po takiej intensywnej walce każdy chciałby odpocząć. „Tak jest łatwiej” – myśli sobie podświadomość. Ale czy na pewno? Może i na tym etapie łatwiej jest Ci się poddać, niż stawić czoła swoim ograniczeniom, popracować nad sobą i zmienić coś w swoim życiu. Jednak na pewno ma to swoje straszne konsekwencje. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę z tego, że podtrzymywanie tych negatywnych przyzwyczajeń kosztuje Cię dużo więcej energii, niż świadoma praca nad sobą. Kiedy się poddajesz, później pojawia się pewien kac, poczucie winy, że przecież nie chcesz być taki jak Twoi rodzice. Po czym podnosisz się, aby znów ZAWALCZYĆ o to by BYĆ, a nie wegetować. Wtedy musi minąć kolejny czas, czas doła, aby znów odbić się od emocjonalnego dna, żeby spróbować znowu. Jednak z tą intencją walki z samym sobą i przywiązaniem do ponoszenia porażki, jak i tej ważnej chwili ulgi i odpoczynku, odtwarzanej w kółko i w kółko – nie zajdziesz za daleko.

To „coś”, co trzyma nas w poczuciu bezsensu i cierpienia wbrew naszej logice to zazwyczaj przyzwyczajenia. Kiedy dorastało się w domu alkoholika wszystko wydawało się bez sensu i bez wyjścia. Zawsze żyło się w nadziei, że ojciec przestanie w końcu pić, że pewnego dnia po prostu wyjdzie z tego i wtedy będziemy mogli stać się szczęśliwą rodziną. To jednak nigdy nie nastąpiło, a nałóg pogłębiał się tylko coraz bardziej. Dziecko funkcjonujące w takim schemacie nie widzi innego wyjścia z trudnych, życiowych sytuacji. Śladami swych rodziców żyje nadzieją na lepsze jutro, jednocześnie nie pokrywa się to z żadnymi świadomymi i szczerymi działaniami w tym kierunku. Dominuje w tym poczucie bezsilności wobec tego co się z nim dzieje, zaczyna wierzyć w to, że świat jest pełen niesprawiedliwości i zła, tylko po to, by cierpieć, bo przecież – „takie jest życie”. Dziecko ponosi konsekwencje intencji i decyzji podjętych przez swoich własnych rodziców. Jednocześnie samo realizuje swoją karmę i intencje jakie ma w sobie. Mimo chęci wyjścia ze swoich ograniczeń, z powodu przyzwyczajeń, nie widzi wyjścia z trudnych sytuacji. Wyjść jest trudno, kiedy żyje się całym sobą w świecie wyobrażeń. Jednocześnie oczekiwanie na lepsze jutro wiąże się też z ukrytym przekonaniem, że tego lepszego jutra nigdy nie będzie.

I tutaj zaczyna się wchodzenie w świat fantazji, bo bez nadziei ciężko jest przetrwać. Dziecko skupia się na swoich wizjach, a nie na realnych zmianach, które mogłyby się dokonać w jego życiu. Dzieje się tak, bo po prostu ich nie widzi, nie widzi żadnych możliwości wyjścia z sytuacji. Nakręca się wtedy zamknięte koło, kiedy to fantazje mające pomóc przetrwać – same zamykają nam dostęp do realnych możliwości, do realnego świata, bo on sam taki jaki jest naprawdę, przestaje dla nas istnieć. O czym fantazjuje dziecko alkoholika?

O miłości, o idealnym związku, idealnym życiu (no może z lekką nutką dramaturgii, bo emocje oczywiście muszą być, ALE zawsze wszystko kończy się happy endem), o stabilności, o idealnej pracy, bogactwie, szczęściu – ogólnie spełnieniu rodzinnym i życiowym. Jednak czy te wizje mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Byłam uzależniona od fantazjowania. To jak już wspominałam pomagało mi przetrwać. Po ciężkim dniu, kiedy kładłam się spać zawsze nie mogłam się doczekać kiedy zacznę fantazjować o idealnym, nieskalanym partnerze, domku na wzgórzu i życiu w którym czuję się ze sobą tak dobrze, że nikt nie jest w stanie mi dorównać. Wymyślałam sobie również w swojej głowie idealnych przyjaciół, zawsze gotowych mnie wesprzeć i poprawić mi nastrój. Im bardziej moje relacje nie pokrywały się z tym, co sobie wyobrażałam, tym większy powstawał dysonans między mną a światem, mną a ludźmi. Rodziło to we mnie przekonanie, że tacy wspaniali, idealni przyjaciele tak naprawdę nie istnieją w prawdziwym świecie, co tylko sprawiało, że sama sobie przyciągałam takich, w jakich realnie wierzyłam – czyli ludzi, na których bardzo szybko się zawodziłam. Im bardziej dorastałam tym bardziej moje fantazje zmieniały swoją formę, lecz dalej było to duże przywiązanie do konkretnych wyobrażeń na temat siebie, ludzi i ogólnie życia.

Kiedy zaczęłam swoją przygodę z rozwojem duchowym pomyślałam nawet, że to w sumie dobrze, że skupiam się tak często na pozytywnych obrazach, bo tak przecież działa kreacja, no nie? Niestety – myliłam się  Sama zresztą doświadczałam tych konsekwencji na bieżąco – fantazjowałam o idealnym związku, jednak tworzyłam same toksyczne związki, które były bardzo dalekie od tych ideałów w mojej głowie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na wybór moich partnerów miały wpływ moje podświadome intencje, prowokacje i potrzeby wynikające z mojego emocjonalnego niepoukładania. Z perspektywy czasu widzę, że miałam dokładnie to, czego wtedy chciałam i potrzebowałam doświadczać. Wszystko idealnie się dogrywało.

A teraz o wyobrażeniach w kontekście ideałów. W czasach nastoletnich miałam swoją ulubioną aktorkę, która wywoływała we mnie uczucie zachwytu i podziwu. Po obejrzeniu każdego filmu w którym występowała próbowałam w jakimś stopniu ją naśladować, albo wyobrażać sobie, że jestem taka jak ona. Z kolei będąc fanką ulubionego rockowego zespołu widziałam jego wokalistę jako idealnego partnera. Wszyscy ci ludzie byli dla mnie nieskalani. Nie szkodzi, że później gdzieś się przeczytało, że aktorka choruje na depresję, a wokalista ma poważne problemy z dragami albo notorycznie zdradza swoją żonę na trasach. Łatwo było uwierzyć w jakiś idealny portret tego, czego sama nie potrafiłam poczuć w sobie, albo czego brakowało mi w niespełnionym dzieciństwie, nawet jeśli to i tak nie było prawdziwe. W głowie osób ze wzorcami DDA panuje wieczne dążenie do bycia chodzącym ideałem, nieskalanym żadną, najdrobniejszą wadą i tak też widzi innych ludzi, których podziwia. Natomiast przywiązanie do wyobrażeń tego co i jak ma wyglądać sprawia, że kiedy w realnym życiu (a nie w świecie fantazji) osoba, bądź dane wydarzenie odbiega od naszych wyobrażeń to od razu jest do dupy i nie ma już większego sensu, a w szczególności kiedy tyczy się to bezpośrednio nas samych. Wiara w ideały ma utwierdzić Dziecko Alkoholika w wyobrażeniu o tym, ze docelowo powinno być idealne i że tylko tak będzie w stanie doświadczyć spełnionego, szczęśliwego życia. Ideały są z kolei dobrym przeciwieństwem dla rodzica, który z pewnością ideałem nie był, kiedy wracał do domu kompletnie pijany, wszczynał agresywne bójki, albo leżał totalnie nieprzytomny w kałuży własnego moczu.

Ciężko uwierzyć w siebie, kiedy widzi się w sobie tyle wad, a jednocześnie wokół tylu idealnych ludzi. W taki sposób podświadomość udowadnia sobie, że nie da się być idealnym, bo sama gdzieś to czuje i wie, że żaden człowiek w prawdziwym świecie taki nie jest. Stawia sobie więc nierealny cel do zrealizowania. Dzieje się tak, kiedy podświadomość chce utrzymywać się w roli ofiary i widzi płynące z tego korzyści. Dlatego bardzo ważna jest tutaj zmiana nastawienia do życia i przede wszystkim do siebie, odkrywanie siebie i akceptacja tego, co zastaniemy z jednoczesnym pielęgnowaniem swoich prawdziwych zalet, których na pewno też masz wiele. Sednem problemu jest to poczucie, że DDA czuje się najgorsze, ale zawsze pragnie być najlepsze. Nie daje sobie prawa, aby być gdzieś pośrodku, a raczej – aby zobaczyć jaki jest naprawdę. Tworzenie w swojej głowie wizji idealnych ludzi, z jednoczesnym wyobrażeniem, że tacy ludzie naprawdę nie istnieją, sprawia, że mimo ambicji, nie spieszy mu się do dążenia do tych ideałów. I z tym właśnie kojarzy pracę nad samooceną, a zupełnie niesłusznie. Zazwyczaj ambicje na bycie najlepszym kończą się na poczuciu, że i tak jest się do dupy i na takich działaniach to „bycie idealnym” się kończy. Taki wzorzec zawsze kojarzył mi się z forsowaniem. Kiedy czujesz się bardzo źle ze sobą, starasz się to przeforsować na siłę, przeskoczyć cały ten ból i proces odkrywania siebie. To tak jakbyś chciał poprzez pstryknięcie palcami przeskoczyć z totalnego gówna do totalnego bóstwa. Nawet jeśli choć na chwilę uda Ci się tak poczuć, na pewno nie jest to nic zdrowego. Nie jesteś idealny, ale to nie oznacza, że jesteś gównem. Możesz być wyjątkowy i wspaniały również z wadami, które też niekoniecznie muszą nimi być, pamiętaj, że wiele sobie wyobrażasz i wyolbrzymiasz na swój temat.

Przyznam szczerze, że nie miałam zbyt wielu sytuacji, aby ktoś wyrażał się o mnie bezpośrednio w negatywny sposób. Więcej sobie raczej wyobrażałam, o tym, że ktoś mógłby o mnie źle pomyśleć, niż się to działo w rzeczywistości. Nawet kiedy wszyscy deklarowali, że jestem w czymś dobra, albo np. dostawałam mnóstwo komplementów, że jestem piękna, czy mądra, to zawsze w mojej głowie znajdowałam milion powodów do tego, aby czuć, że jednak tak nie jest i zawsze musi być ze mną coś nie tak. Ciężko jest działać z takiego poziomu, kiedy sam podcinasz sobie skrzydła i sabotujesz swoją pracę, w imię jakichś emocji, czy przywiązania do toksycznych zachowań. Poddawanie się temu z takiego poziomu wydaje się proste, tylko dlatego, że bardzo dużo energii włożyłeś w podtrzymywanie tych ograniczeń. Ale zauważ i przypomnij sobie – czy w dzieciństwie faktycznie było Ci zawsze łatwo znosić nieprzyjemne, emocjonalne sytuacje? Czy łatwo było Ci się poddawać i nie wierzyć w siebie? Ja pamiętam, że jako dziecko miałam w sobie mnóstwo chęci do życia i entuzjazmu. Było ono tylko z czasem coraz bardziej przytłumione i przygaszone. Nie było łatwo i przyjemnie, kiedy coś złego się działo. Po wielu latach stłumiłam się i potem było mi już łatwo się poddać, łatwo się załamać, bo do tego przywykłam. Włożyłam w to bardzo dużo energii. Po co? Pewnie po to, żeby mniej czuć, żeby tak nie cierpieć. I to nie jest ani moja wina, ani moich rodziców, ani tego jakie miałam dzieciństwo. Postaw siebie i swoją rodzinę w zrozumieniu, że inaczej nie potrafiliście. Łatwo się poddać, kiedy żyje się w zawężeniu świadomości pewnych mechanizmów i stłumionych potrzeb. I ten cały Twój świat wyobrażeń – przywiązania do cierpienia, bólu, emocji do skrajnych ideałów, wygenerowanego w wyobraźni szczęścia, błędnych motywacji – w każdej chwili może się dla Ciebie skończyć. Pozwól mu odejść i zbuduj coś zupełnie nowego. Coś co powstanie tutaj, w tym świecie, na nowych zdrowych fundamentach i intencjach. Nie wypieraj się trudną przeszłością, nie kombinuj nad przyszłością. Odrzuć swoje fantazje, miej odwagę przyznać, że były fikcją, która tylko mieszała Ci w głowie. Zbuduj swoje życie na nowo – w TYM rzeczywistym świecie.

Musisz uwierzyć, że świat jest dla Ciebie życzliwy. Kiedy świat jest dla Ciebie życzliwy, ma dla Ciebie naprawdę wiele możliwości i do działania i do spełnienia marzeń i do pracy nad sobą, aby pokonać swoje ograniczenia. Jednak, żeby w nie uwierzyć musisz poczuć, że na nie zasługujesz. I tutaj kłania się znienawidzona przez DDA praca nad samooceną i miłością do siebie. To tak proste rozwiązania, a jednocześnie wydają się być tak trudne. Ale wiem, że dasz radę  Mnie się udaje i wiem, że można z tego wyjść. Uwierz w to, że realnie są tutaj na świecie takie możliwości, abyś mógł być NAPRAWDĘ szczęśliwy i mógł spełnić swoje marzenia, nie tylko w świecie Twojej wyobraźni.

Jeśli widzisz w sobie te zależności, które opisałam w artykule – to już jest duży krok do przodu. Dostrzeżenie swoich obciążeń pomaga nam zrozumieć dlaczego w taki a nie inny sposób działamy. A to już jest pierwszy krok do uzdrowienia. Poczuj jaki ten świat jest miły i bezpieczny dla Ciebie. Pozwól sobie zobaczyć takiego jaki jest naprawdę, a nie takiego jakim sobie go wyobraziłeś, bo wiesz co? Świat w którym żyję tu i teraz jest dużo lepszy, przyjemniejszy i korzystniejszy, niż ten który sobie wyobrażałam przez lata. To od Ciebie zależy czy wybierzesz cierpienie, czy szczęście i pamiętaj, że w każdej chwili możesz zmienić Twoją drogę na dużo, dużo przyjemniejszą.