Często przywiązujemy się do ciężkości, nadajemy wagę ciężkiej, mozolnej pracy. To co możemy osiągnąć w łatwy i przyjemny sposób przychodzi tak nagle i bez wysiłku, wtedy rodzi to skojarzenie, że zbudowane jest na cienkich fundamentach, że jest to nietrwałe. Bo co sobie ciężko wypracujemy to budujemy długi czas na solidnych fundamentach. Tylko, że potem się okazuje, że tego nad czym tak ciężko pracowaliśmy, nie jesteśmy w stanie puścić i kurczowo trzymamy czy to związek, czy pracę, czy inne owoce naszych starań. Przypominamy sobie jak długo i ciężko musieliśmy pracować nad efektami i wzdryga nas na samą myśl, że musielibyśmy znów tak długo i ciężko pracować na nowe. Więc łatwiej jest uzależnić od siebie to co już mamy i trzymać się tego kurczowo, bo tak jest wygodniej, dopóki nas to nie zmęczy.
Duma, satysfakcja i euforia związana z zbudowaniem czegoś na co pracowaliśmy pompuje nasze ego i nie pozwala się od tych rezultatów później uwolnić. Wtedy widzimy nasze osiągnięcia jako coś niesamowitego, niepowtarzalnego, coś czego inni mogą tylko pozazdrościć. W tym wszystkim ciężko nam dostrzec na jakich intencjach zostało to zbudowane, co jest nie tak i jakie mogą być tego konsekwencje…
Aby osiągnąć coś z łatwością i lekkością poddajemy się Wyższemu Ja. Owszem, da się osiągać wiele również bez Boga, są przecież ludzie którzy dorobili się miliardów, a nie mają nic wspólnego z Bogiem, tylko… za jaką cenę? Przy osiąganiu celów z poziomu napompowanego ego, popadamy w pychę, bo to „JA osiągnąłem to bez Boga! Jestem niezależny, tak bardzo jak tylko potrafię, jestem niezależny od Boga, więc sam jestem Bogiem!”. Wtedy zamykamy się na przyjmowanie i prędzej czy później działanie samemu zaczyna sprawiać nam trudność, chociażby ze zmęczenia.
Tkwi wtedy w nas brak zaufania do Boga, bo wyobrażamy sobie, że zabierze nam to na co pracowaliśmy i w zamian wciśnie nam to „coś lepszego”. Wtedy boisz się, że to niekoniecznie będzie ci się podobało, nie będzie przyjemne i fajne, takie jak to czego się kurczowo trzymasz… I znowu stawiasz się ponad Boga, bo TY wiesz lepiej co jest dla Ciebie najlepsze. Prędzej czy później dopada Cię uczucie niespełnienia, że jednak to co Ci zostało, nie jest dla Ciebie wystarczająco dobre, a do tego nie jesteś w stanie otworzyć się już na coś lepszego.
Nie bój się przyjmować od Boga. Bóg nie ma wobec nas żadnych oczekiwań, nie będzie Ci nic wciskał wbrew Twojej woli. W skoku po marzenia nie wyrzuci Cię z samolotu bez spadochronu i nie powie – no to teraz sobie radź. Droga wskazana przez Boga jest zawsze subtelna, choć zmiany mogą okazać się gwałtowne to jednak nie przerosną Cię na tyle, żebyś nie mógł ich udźwignąć. Bóg może Ci tylko coś zaoferować, a od Ciebie zależy czy będziesz chciał z tego skorzystać i jak wiele zaczerpniesz. Sam możesz zdecydować czy wygrają czy przegrają Twoje lęki i zaślepienia, świadomie czy też nie – ale to są zawsze Twoje wybory.
Kiedy trzymasz to na co tak ciężko pracowałeś, kontrolujesz wszystko i wszystkich wokół, aby swoje owoce jak najdłużej zatrzymać. Stwarza to tylko kolejne nieporozumienia. Kiedy puszczasz kontrolę, w jej miejsce wchodzi WOLNY WYBÓR. I z wolnym wyborem możesz kierować swoim życiem tak jak zechcesz, również z Boskim prowadzeniem na czele. Łatwo i przyjemnie, z zaufaniem, że porzucając stare nie będziesz żałował nowych wyborów, a witając nowe będziesz wiedział, że jest to dla Ciebie najlepsze.