Całe życie bałam się, że zostanę sama. Że w moim życiu nigdy nie będzie wystarczającej ilości ludzi i że nigdy nie będę szczęśliwa. Że będę starą, samotną, zmęczoną życiem babcią, która nie ma do kogo gęby otworzyć. Bałam się, że zostanę sama z moimi problemami, albo że będę nimi tylko męczyć innych ludzi i wtedy oni nie będą mieli ochoty ze mną przebywać. Bałam się, że jeśli z kolei poradzę sobie z czymś, nie będę miała się z kim tym podzielić. Potem strachu stało się zadość i głęboko stłumiony lęk zamienił się w pozorną „siłę”, maskę samotnika, udowadniając sobie i innym, że ludzie nie są mi przecież do szczęścia potrzebni.
Tylko jak być w ten sposób szczęśliwym w świecie, w którym od ludzi tak wiele zależy. Bo jak dobrze zarabiać, kiedy odpycha się od siebie klientów, jak stworzyć fajny związek, kiedy tak bardzo brakuje nam bliskości, a jednocześnie odpychamy od siebie każdą harmonijną osobę. Do tego męczymy się towarzystwem toksycznych osób, które przyciągamy sobie wedle swoich popapranych intencji, bo ludzie przecież i tak zawsze gdzieś się nawet w najbardziej samotniczym życiu przewijają. Takim towarzystwem znowu udowadniamy sobie, że ludzie są do dupy, że my sami tacy jesteśmy, bo nikt nas nie szanuje. Nie da się od ludzi tak całkowicie uciec, prędzej czy później potrzeba bycia samotnikiem odbija się czkawką…
No i kiedy dociera do nas, że pora coś zmienić, zastanawiamy się co takiego skomplikowanego można by zrobić. Podnieść sztucznie samoocenę, nakładając kolejną maskę? Czuć się lepszym od innych, zatracić się w perfekcjonizm i próbować zadowolić wszystkich? A może pójść w inną skrajność i być miłym dla wszystkiego co się rusza, oblewać miłością cały świat i osoby, które tego po prostu nie chcą? Nope ;).
Niby taki banał – ale cała realna zmiana nastawienia zaczyna się w sercu – od niego się zaczyna i w nim się umacnia.
Otwierając swoje serce na innych ludzi nie musisz się martwić, że zostaniesz sam, bo otwierasz się na harmonię – harmonijnych ludzi z którymi ci po drodze, a przebywanie w ich towarzystwie to dla ciebie czysta przyjemność. Czujesz wtedy wdzięczność z ich obecności i zadowolenie w różnych sferach życia, w których oni ci towarzyszą i są dla ciebie dużym wsparciem, dzięki którym szybciej się rozwijasz i szybciej osiągasz sukcesy. Nie musisz się też martwić, że ich zabraknie bo oni ciągle napływają, jeśli tylko pozwolisz im zbliżyć się do Twojego serca.
Kiedy otwierasz swoje serce na ludzi znika potrzeba winienia ich za twoje krzywdy, szukania w nich na siłę wad i udowadniania jacy są źli i niedobrzy dla ciebie. Odpuszczasz żal do siebie, że nie czujesz się przy ludziach swobodny, odpuszczasz presje, że musisz na ludziach robić wrażenie, że musisz być idealny, odpuszczasz upartość i przyzwyczajenie do starych ról, prowokacje do bycia negatywnie ocenianym. Nagle potrafisz mówić wprost o swoich uczuciach, w końcu możesz swobodnie się przejawiać, jesteś sobą i inni to akceptują, ba! – lubią, kochają, potrzebują Cię takiego jaki jesteś. Okazuje się, że w pewnym momencie jedyną osobą, która pamięta jaki byłeś zamknięty jesteś ty sam. A o tym warto wtedy zapomnieć:)
Kiedy czujesz otwartość swojego serca na ludzi nie masz potrzeby traktować ich jak wrogów, czy jak rywali i dostrzegasz ich prawdziwą wartość. Nie masz potrzeby zazdroszczenia, porównywania się z nimi – zamiast tego korzystasz z ich obecności, z ich inspiracji, nieustannie wzbogacasz się. Kiedy doceniasz ludzi, sprzyjasz im i ufasz, oni odwdzięczają się tym samym i sprzyjają, ufają i doceniają ciebie.
Nie masz potrzeby czucia się lepszym, traktować innych jak ofiary jak i również nie czujesz się też gorszy od nikogo – czując swoją wartość, akceptujesz innych, a inni odwdzięczają się tym samym. Każdy ma swoje słabości i każdy może z nich w swoim czasie wyjść. Daj innym szansę, otwartą drogę do zmian, tak jak dajesz ją sobie.
A więc otwierając realnie swoje serce nie ma miejsca na strach, kiedy inni dostrzegając światełko w Twoim sercu lgną do niego rozjaśniając i ogrzewając Twoje życie jeszcze bardziej, po to żeby lepiej Ci się żyło :).